poniedziałek, 30 lipca 2012

"Sorrow is her name..."



 
 Tylne drzwi baru otworzyły się z hukiem, uderzając o ścianę. Prześliczna dziewczyna, nazywana czasem Gią, wypadła przez nie z prędkością światła, ciężko dysząc i ściskając mocno koszulkę na klatce piersiowej. Czuła się jakby poraził ją prąd, albo jakby  przebiegła maraton. Miała nogi jak z waty i nie opuszczało jej wrażenie, że zaraz się przewróci. Serce, pozostające dotąd niewzruszone, niezwykle przyspieszyło i wybijało mocno niezdrowy rytm. Usta stały się spierzchnięte, a gardło pilnie potrzebowało chłodnej wody.  A to wszystko za sprawą jednego, trwającego niepokojąco długo, spojrzenia. Wciąż miała przed oczami tego niskiego, niepozornego chłopaka o cudownych, ogromnych  oczach. Mogłaby przysiąc, że już kiedyś go widziała że już kiedyś patrzyła w te niezwykłe, brązowe tęczówki, ale nie mogła nic skojarzyć. To zdarzenie spowodowało w jej umyśle przedziwną pustkę. Wszystko było  zasnute gęstą, szarawą mgłą i musiała minąć długa chwila zanim ocknęła się z marazmu i w końcu poruszyła. Odetchnęła głęboko i przeczesała palcami gęste, splatane włosy. Co się z nią działo? Dlaczego dała się tak ponieść emocjom?! Przecież ona nic nie czuła, na nikim jej nie zależało, nikogo nie kochała...
  Przez lata lodowa skorupa otulająca jej serce była mocna i twarda, nie przepuszczała zbyt wielu ludzkich uczuć. Początkowe upokorzenia i  maltretowania były dla niej okropne. Znosiła je nadzwyczaj ciężko, codziennie wylewając  litry łez i modląc się nawet o śmierć... Ale czas przyzwyczaja do bólu. Z każdym następnym dniem, uderzeniem, numerem z klientem czuła coraz mniej. Spychała wszystko w najdalsze zakątki siebie i zapominała. Była wyprana z jakikolwiek uczuć. Protekcjonalna, nie potrafiła  nawet szczerze się   uśmiechnąć. Nie roniła już łez. Nic jej nie bolało.
Czasem tylko wieczorem przywoływała wspomnienia. Widziała cudowny ogród, babcię, rodzinny dom, zachodzące słońce. Prawie czuła na skórze  słabnące, ale wciąż przyjemnie grzejące  promienie. Brała oddech i czuła tamto świeże powietrze nasycone zapachami cytrusów i jakiś przedziwnych kwiatów. W takich chwilach miała nadzieję na odnalezienie szczęścia, miłości, bezpieczeństwa. Mówiła sobie, że to kiedyś minie, że powrócą uczucia,  a ona jest dobrą osobą i mimo błędów zasługuje na godne życie. Jak nagle te ckliwe myśli się pojawiały, tak nagle i szybko znikały...
  I właśnie ten chłopak znów to przywołał. Sprawił, że poukładana już dawno temu, sfera jej uczuć legła w gruzach. Spokój i opanowanie budowane latami runęło jak domek z kart. Poczuła się jakoś...słodko, przyjemnie. Miała ochotę podejść i coś powiedzieć. Przeczuwała że będą doskonale się dogadywać i rozumieć...
 I właśnie dlatego uciekła. Dlatego tak szybko zniknęła. To wszystko ją przerosło. Po raz pierwszy od lat doznała tak pięknych, ludzkich uczuć i była najzwyczajniej w świecie przerażona.Nie wiedziała co robić, obawiała się, że poddanie się im doprowadziłoby do rozczarowania i kolejnej fali bólu.
Z chaotycznych rozmyślań wyrwał ją głośny dźwięk telefonu. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła komórkę. Na wyświetlaczu dostrzegła numer Arca,  brutalnego alfonsa. Normalnie odebrałaby po pierwszym sygnale ale była sobota. Sobota to dzień wolny od pracy, świętość i nawet ten popierdolony wieprz nie miał prawa tego zmienić. Z satysfakcją nacisnęła przycisk przerywający połączenie. Ale Arco nie dawał jej spokoju. Po kilku odrzuconych rozmowach przesłał jej krótkiego smsa:
"Odbierz ty durna suko! Spodobałaś się jakiemuś bogatemu debilowi. Chce cie zabrać wieczorem na impreze. ZA KILKA TYSIĘCY!"
Ostatnie zdanie napisane dużą czcionką sprawiło, że dziewczyna postanowiła zrezygnować ze swojego jedynego wolnego dnia i z głośnym westchnieniem wybrała numer do alfonsa.
                                                           ~~***~~
-Jestem!- krzyknęła głośno, odrzucając cienką  kurtkę na zgniłozielony fotel. Rozsiadła się na kanapie i założyła nogę na nogę.  Poprawiła szybko włosy i umalowała usta krwistoczerwoną szminką, przeglądając się w małym, pękniętym lustereczku. Na spotkaniach z klientami zawsze musiała wyglądać nieskazitelnie i dobrze się prezentować, tak by z niej nie zrezygnowano. Gdy klient był niezadowolony, Arco również, a to oznaczało bolesną karę.  Wolała nie ryzykować.
Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Arco, ubrany w szary, idealnie skrojony garnitur i drogie buty. Palił cygaro i intensywnie wpatrywał się w swojego rozmówcę.  Niskiego grubaska w średnim wieku z resztkami czarnych  włosów na głowie i dziwną brodawką na policzku. To zapewne jej klient, o którym pisał alfons. Podniosła się i wytarła lekko spocone ręce w spodnie. Nie było tak źle. Obsługiwała już gorszych typków, bezzębnych, nie myjących się, z okropnymi bliznami czy co gorsza z trwożącymi i niebezpiecznymi  zapędami. Ten na szczęście zdawał się być normalny.
-Ach jest i mój skarb! Najcenniejsza dziewczyna jaką mam. Mój anioł… Angela – wykrzyknął radośnie Arco, prowadząc do niej swojego towarzysza. Ten podszedł z uśmiechem i pocałował ją w dłoń. Otworzyła szeroko oczy. Zazwyczaj klienci witali ją ciosem w brzuch, albo krótkim i wyjątkowo obelżywym przekleństwem.
-Richard Wayne. Miło mi cię poznać- zdziwiła się jeszcze bardziej. Na Boga! Była prostytutką, a nie wytworną damą! Co to za cyrki? Jeszcze  nikt nigdy nie traktował jej kulturalnie i na równi ze sobą, a raczej jak zabawkę, z którą można zrobić wszystko. Ukłoniła się jednak lekko, chcąc zrobić dobre wrażenie i zsunęła przy tym delikatnie ramiączko bluzki. Wiedziała, że drobne, niby przypadkowe gesty, tego typu doprowadzają facetów do szaleństwa.
-Czy naprawdę na imię ci Angela?- spytał kładąc delikatnie dłoń na jej plecach. Zaczął masować je powolnymi, okrężnymi ruchami wpatrując się jednocześnie w jej piękną twarz.
-Powiedzmy, że nie- odpowiedziała po kilku sekundach namysłu.
-Nie możesz się tak nazywać. Posłuchaj moja droga, piękna Angelo- miała ochotę teatralnie zakrztusić się powietrzem. Trafił jej się  dziwnie i zaskakująco miły klient – To nie brzmi zbyt dobrze i wytwornie. Idziemy dziś na przyjęcie. Pracuję w branży muzycznej…Będzie dużo ważnych osób… muzyków…. Muszę się dobrze prezentować a ty mi w tym pomożesz. Będziesz udawała bardzo bogatą i słodką dziewczynę. Moją dziewczynę dla gwoli ścisłości…Tak więc, bo odeszliśmy od tematu. Jak się naprawdę nazywasz?- spojrzała na niego, a kąciki jej ust delikatnie się uniosły. Jeśli dobrze jej zapłaci będzie udawała kogo sobie tylko zamarzy. Poczuła odprężenie. Dziś zarobi mnóstwo pieniędzy i to w dodatku nie w upokarzający sposób a na durnym uśmiechaniu się do tępych idiotów z grubymi portfelami i wysokim mniemaniem o sobie…Bosko!
                                              ***
Takie to krótkie, taki nudne, ale nie byłam w stanie wybulić niczego innego. Jak się już pewnie zorientowaliście będę pisać raz o dziewczynie raz o Franku (tak mniej więcej. nie mówię że to zawsze będzie raz tak a raz tak). I właśnie dlatego urwałam w takim dziwnym momencie, a żeby przyjęcie było spisane z perspektywy Franciszki.
Oczywiście ani Gia ani Angela nie są imionami głównej bohaterki. Jak się naprawdę nazywa to  sama nie wiem.
Dziękuję za tak miłe komentarze i opnie ♥ Serducho rośnie jak się to czyta ;w; 
Co do błędów. Interpunkcja u mnie leży. Przepraszam. Ja się  staram. Pewnie są też literówki, które zawsze przeoczam.  
Także tego. To chyba wszystko.

4 komentarze:

  1. Masz racje, trochę krótko :c Ale liczę na jakiś fajny rozdział o tym przyjęciu z perspektywy Franciszki :3 Hm, fajnie, że nie znasz imienia głównej bohaterki *wyje* Szkoda mi jej trochę, ale Frank ruszył jakąś część jej serca i to się liczy C: Zapowiada się kolejne epickie opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Włącza mi się fangirlsowanie na punkcie tego opowiadania xD Mi się nie wydaje żeby było jakoś specjalnie krótko :) Może to przez to, ze tak bardzo zafascynowała mnie treść :D Zakładam, ze na tym przyjęciu będzie Franczeska :] Ha ha! A ona ma udawać bogatą damę z szanowanej rodziny ^^ Ciekawe jak teraz będzie miała na imię :O A prawdziwe chyba zdradzi jedynie panu Iero xD Tak jak myślałam na początku, że ją znielubię, bo nie daje Gerardowi dojść do Franka, tak teraz mocno kibicuje jej związkowi z F. To byłoby takie... poruszające, przejmujące i przezajebiste ^^ Tym bardziej, że Arco tak łatwo nie pozwoli na tę relację między nimi także... Będzie ciekawie :} Jestem tego pewna :)

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  3. Nudne? Serio uważasz, że to było nudne? Ty chyba żartujesz. To było przewspaniałe! A przyjęcie.. muzycy? Franek będzie! *whohoh* Tak, wiem, jesteśmy zbyt spostrzegawcze, ale to nic. To znaczy, że tak nam się podoba, że myślimy nad tym, co będzie dalej *-* <3 No i ogólnie, postać tej Gii, czy jak to tam się odmienia, podoba mi się bardzo. @_@ <3 Więcej!

    { savemesorrow & bulletinyourheart }

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczę, że będą dłuższe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń