5.03 nad ranem! A ja jeszcze nie mam tytułu. Gdy sprawdzam treść i błędy prawie śpię więc proszę o wyrozumiałość etc.
***
-Frank? Frank zabierz mnie stąd- wypowiedziała słabym głosem, spuszczając głowę i chowając twarz w dłoniach. Stał obok całkowicie zbity z tropu, nie wiedząc jak ma interpretować jej słowa. Czy wziąć za kpinę czy może potraktować poważnie i spełnić jej prośbę? Zmarszczył czoło i włożył rękę do kieszeni. Wyczuł długą, miękką rurkę. Papieros na czarną godzinę. Wyjął go i włożył powoli do ust. Godzina może nie byłą czarną, a raczej najszczęśliwszą w jego życiu, ale potrzebował rozluźnienia aby móc spokojnie pomyśleć. Nikotyna idealnie się do tego nadawała. Niestety nie miał przy sobie zapalniczki, a jedynie pogniecione pudełko zapałek, które pamiętało jeszcze wesele jego kuzyna. Było prawie puste, z zaledwie trzema zapałkami w tym jedną wypaloną. Dobre chociaż to, pomyślał Frank i sprawnie zapalił papierosa, a następnie mocno się nim zaciągnął. Co miał zrobić? Spotkał rano przepiękną dziewczynę, która niesamowicie go zauroczyła, a dziwne zrządzenie losu sprawiło, że ciągle ją spotyka. Najpierw na tym przyjęciu, a teraz na parkingu przed tanim hotelem. Kim ona właściwie była? Zwyczajną Gią z baru, chłodną Jasmine z przyjęcia czy tą smutną, małomówną dziewczyną, która siedziała tuż obok niego? Nie znał jej i tylko tego był pewien. Ona także nie znała jego. Dlaczego zatem tak na niego działała, dlaczego tak zignorowała go na przyjęciu i dlaczego w taki dziwnych okolicznościach prosi go o pomoc? Pokręcił głową ponownie zaciągając się papierosem. Spojrzał w jej stronę. Siedziała w tej samej pozycji co wcześniej, czarne włosy zakrywały jej sylwetkę, a marynarka powoli zsuwała się ze szczupłych ramion. Rzucił papierosa na ziemię i lekko go zgniótł. Podszedł do dziewczyny i szczelniej opatulił ją ubraniem. Zadrżała i podniosła głowę. Wpatrywała się w niego intensywnie, a jej oczy pełne były strachu i niepewności. Delikatnie dotknęła jego ramienia, ale szybko cofnęła rękę, jakby nagle przeszedł ją prąd.
***
-Frank? Frank zabierz mnie stąd- wypowiedziała słabym głosem, spuszczając głowę i chowając twarz w dłoniach. Stał obok całkowicie zbity z tropu, nie wiedząc jak ma interpretować jej słowa. Czy wziąć za kpinę czy może potraktować poważnie i spełnić jej prośbę? Zmarszczył czoło i włożył rękę do kieszeni. Wyczuł długą, miękką rurkę. Papieros na czarną godzinę. Wyjął go i włożył powoli do ust. Godzina może nie byłą czarną, a raczej najszczęśliwszą w jego życiu, ale potrzebował rozluźnienia aby móc spokojnie pomyśleć. Nikotyna idealnie się do tego nadawała. Niestety nie miał przy sobie zapalniczki, a jedynie pogniecione pudełko zapałek, które pamiętało jeszcze wesele jego kuzyna. Było prawie puste, z zaledwie trzema zapałkami w tym jedną wypaloną. Dobre chociaż to, pomyślał Frank i sprawnie zapalił papierosa, a następnie mocno się nim zaciągnął. Co miał zrobić? Spotkał rano przepiękną dziewczynę, która niesamowicie go zauroczyła, a dziwne zrządzenie losu sprawiło, że ciągle ją spotyka. Najpierw na tym przyjęciu, a teraz na parkingu przed tanim hotelem. Kim ona właściwie była? Zwyczajną Gią z baru, chłodną Jasmine z przyjęcia czy tą smutną, małomówną dziewczyną, która siedziała tuż obok niego? Nie znał jej i tylko tego był pewien. Ona także nie znała jego. Dlaczego zatem tak na niego działała, dlaczego tak zignorowała go na przyjęciu i dlaczego w taki dziwnych okolicznościach prosi go o pomoc? Pokręcił głową ponownie zaciągając się papierosem. Spojrzał w jej stronę. Siedziała w tej samej pozycji co wcześniej, czarne włosy zakrywały jej sylwetkę, a marynarka powoli zsuwała się ze szczupłych ramion. Rzucił papierosa na ziemię i lekko go zgniótł. Podszedł do dziewczyny i szczelniej opatulił ją ubraniem. Zadrżała i podniosła głowę. Wpatrywała się w niego intensywnie, a jej oczy pełne były strachu i niepewności. Delikatnie dotknęła jego ramienia, ale szybko cofnęła rękę, jakby nagle przeszedł ją prąd.
Właśnie wtedy zdecydował.
-Poczekaj tu chwilę, dobrze?-
skinęła głową i wsunęła ręce w rękawy marynarki. Spojrzał na nią z niejaką
czułością a następnie przeniósł wzrok na
zgniecionego papierosa, wyrzucając sobie, że za wcześnie go zgasił. Przydałoby mu
się teraz trochę cierpkiego, szarego dymu w płucach, dzięki któremu może wykombinowałby
skąd ma wziąć samochód czy jakiejkolwiek pojazd, aby zabrać dziewczynę z tego
ponurego parkingu. Przeczesał włosy palcami. Musiał coś wykombinować, a na pieszo nie będzie jej nigdzie ciągnął. Sprawiała wrażenie słabej
i kruchej, dla której zrobienie kilka kroków byłoby niezmiernie trudne i
niebezpieczne. Postanowił ruszyć się do hotelu. Ruszył w stronę wyjścia, przyłapując
się na tym, że prawie biegnie i że w głowie ma tylko piękność, czekającą na
niego samotnie na murku. Co on najlepszego wyprawiał? Jest środek nocy a on zamiast
spać w miękkim łożu obok swojej ukochanej narzeczonej, biega za samochodem żeby
zabrać nieznajomą dziewczynę w jakieś bliżej nieokreślone miejsce, aby choć na
chwilę ją uszczęśliwić. Przysiągł o niej zapomnieć, ale nic z tego nie wyszło. Nawet
po tym jak potraktowała go na przyjęciu wciąż był gotów zrobić wszystko co
sobie życzyła.
Miał ochotę walnąć się po swoim durnym
łbie jakimś ciężkim młotkiem. Zachowywał się jak skretyniały, rozchwiany emocjonalnie
i zabujany po uszy nastolatek. Choć właściwie, to chyba właśnie taki był z tym
że nie miał nastu lat. Niedługo skończy 26 lat, a wciąż nie wydoroślał i nie pozbył się głowy głupich pomysłów. Ostatni raz zganił się w myślach za swoje dziwactwa i stanął przed drzwiami
hotelu.
-Przepraszam- wszedł do zacienionego
holu i zastukał kilka razy w kontuar. Rudy recepcjonista, siedzący za nim miał przemięknięte
powieki, lekko pochrapywał, a z ust
ściekała mu ślina. Okulary w grubych oprawkach mocno mu się przekrzywiły,
wbijając się w skórę i doprowadzając do zaczerwienia. Frank wzniósł oczu ku
górze i tym razem zadzwonił dzwonkiem. Tak jak przypuszczał, donośny dźwięk nie
tylko zbudził chłopaka, ale także mocno go przestraszył. Podskoczył do góry,
prawie spadając z krzesła. Złapał się za koszulę na klatce piersiowej jakby doznał
ataku serca i poprawił okulary. Spojrzał na Franka jak na seryjnego mordercę i
wytarł usta dłonią.
-Słucham- rzucił wściekle i oschle,
krzyżując ręce na piersi.
-Potrzebuję samochodu.
Jakiegokolwiek- powiedział cicho i w miarę spokojnie Frank. Podwinął rękawy śnieżnobiałej koszuli i poluzował krawat
w czaszki. Oparł się o blat i spojrzał wyczekująco na recepcjonistę.
-Jesteśmy w hotelu, a nie wypożyczalni
samochodów- zironizował chłopak, uśmiechając się mściwie.
-Posłuchaj- Frank spojrzał na plakietkę
z imieniem- Teddy…Potrzebuję samochodu. Teraz. Natychmiast…
-Nie ma takiej opcji- wycedził
recepcjonista, będąc coraz bardziej złym na natrętnego gościa, który zbudził go
z relaksującej drzemki.
-Zapłacę każdą sumę jaką chcesz-
powiedział zrezygnowany Frank. Rudy zmarszczył czoło i na chwilę się zamyślił,
analizując wszystkie za i przeciw. Prawdopodobnie pieniądze były tak ogromnym
plusem, że po kilku sekundach kiwnął
głową z uśmiechem.
-Dam ci swój samochód, bo w hotelu
nie wypożyczamy. Tylko pamiętaj. Ta usługa będzie kosztować! Samochód ma być na rano, w nienaruszonym
stanie. To cacuszko. Piękny i drogi samochód. Spróbuj zrobić choćby jedną rysę
na boskim lakierze, a ja porysuję ci w
zamian twarz- Frank przewrócił oczami, z ledwością powstrzymując się od śmiechu
po usłyszeniu „strasznych” gróźb - A no i daj mi coś na gwarancję, że wrócisz –
gitarzysta wyjął portfel, a następnie wyrzucił z niego na ladę wszystkie karty kredytowe
i swoje dokumenty. Modlił się żeby tylko podczas przejażdżki nikt go nie zatrzymał,
bo będzie miał kłopoty. Niestety nie miał nic innego do oddania. Teddy spojrzał
w portfel z zaciekawieniem i zatrzymał wzrok na zdjęciu Jamii.
-Masz brzydką dziewczynę-
powiedział kpiąco zgarniając wszystko co dał mu Frank. Gitarzysta spojrzał na
niego wściekle, myśląc sobie, że gdyby nie ten oddzielający ich od siebie
kontuar przywaliłby recepcjoniście po jego zarozumiałym i piegowatym ryju. Zacisnął dłonie w pięści i z dziką
satysfakcją wyobraził sobie rozkwaszony nos rudzielca, z którego spływa ciepła
krew.
-Przynajmniej jakąś mam- mruknął
zjadliwie, z nieukrywaną złością i wyciągnął rękę po kluczyki.
-Spokojnie…hmmm- chłopak spojrzał w
prawo jazdy- Frank. Spokojnie- sięgnął
do kieszeni i wyciągnął kluczyki z obciachowym breloczkiem w kształcie Kubusia Puchatka.
Upuścił je na dłoń gitarzysty, a następnie wskazał palcem na
drzwi.
-Stoi na parkingu. Czerwony ford-
Frankowi od razu polepszył się humor. Zadowolony uśmiechnął się i podrzucił kluczyki do góry, a po złapaniu
mocno ścisnął je w dłoni. Nie mógł doczekać się tego co przyniesie ta noc.
***
-Przepraszam- powiedział po raz setny Frank, mocno
się czerwieniąc z zażenowania. Oczywiście, gdy tylko recepcjonista powiedział,
że jego samochód to cacuszko domyślił się, że prawdopodobnie to jakiś stary
rzęch. Nie pomyślał jednak, że jest aż tak źle. Ford Capri może i był czerwony, ale jakieś 20 lat temu. Obecnie miał dziwny różowany kolor, w większości
pochłonięty przez rdzę i różnej wielkości zadrapania. W środku pachniało miętówkami
i hot-dogami, a na podłodze leżały stare i pokruszone chipsy. Gdy tylko się
wsiadło, chrupały nieprzyjemnie pod nogami. Przy lusterku wisiały hawajskie
kwiaty, które irytująco dyndały tuż przy głowie kierowcy. Samochód ledwo co odpalił, a gdy już mu się to
udało, coś mocno buchnęło z rury wydechowej i Frank zaczął żegnać się z życiem.
W dodatku miał skrzynię biegów, przy której trzeba było nieźle się napocić,
żeby zmienić bieg. Frank dziwił się, że jego towarzyszka jeszcze nie uciekła z
krzykiem. Siedziała spokojnie obok i wpatrywała się w przednią szybę z
lekko rozchylonymi wargami. Nic nie mówiła, ale gdy po raz kolejny przeprosił ją za jakość przejażdżki, odwróciła się i po kilku sekundach uporczywego
gapienia, zbliżyła się do niego. Odgarnęła mu z twarzy kosmyk włosów, który
ciągle opadał na czoło i ograniczał pole
widzenia. Musnęła przy tym dłonią jego policzek sprawiając że, na chwilę zamarło
mu serce, a po całym ciele rozeszło się przyjemni
ciepło. Gdyby postanowiła dotykać go dłużej pewnie straciłby panowanie nad
kierownicą i owinął się tym niewydarzonym fordem niczym precelek wokół jakiegoś
przydrożnego drzewa.
-Jest idealnie- powiedziała,
starając się uśmiechnąć, ale kąciki jej ust uniosły się do góry zaledwie o
kilka milimetrów. Poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko by na jej twarzy zakwitł
kiedyś piękny, szczery i szeroki
uśmiech.
Mimo tych słów przez cały czas czuł się głupio i niezręcznie. Starał się
na nią nie patrzeć, a gdy tylko samochód wydawał z siebie dziwne dźwięki,
czerwienił się marząc o zapadnięciu pod ziemię. Chciał zrobić na niej dobre
wrażenie, a tylko się ośmieszał. Pewnie miała go za durnia.
Mniej więcej po godzinie jeżdżenia,
uświadomił sobie że ich podróż nie ma celu. Nie wiedział gdzie konkretnie ma
jechać, a ledwo święcący zegarek wskazywał już 2:23. Trzeba było w końcu się gdzieś
zatrzymać.
-Gdzie mam jechać? - spytał cicho,
przerywając w końcu ciszę. Spojrzał na nią wyczekująco, ale ona nawet się nie
odwróciła. Ciągle spoglądała przed siebie, wtulając się w jego marynarkę. Osunęła
się lekko, zwróciła w jego stronę i oparła o drzwi. Zaczęła zdrapywać czarny
lakier z paznokci, wciąż uparcie nie wypowiadając ani słowa. W końcu odetchnęła
głęboko i bardzo nieśmiało wydukała coś pod nosem.
-Słucham? - zaczerwieniła się mocno
i jeszcze bardziej zagłębiła w fotelu.
-Jestem głodna- wypowiedziała
szybko i cicho, ale tym razem Frank ją zrozumiał. Uśmiechnął sie do niej
szeroko aby trochę ją ośmielić i skręcił
w jakąś uliczkę. Słabo znał Nowy Jork, jedynie
z kilku podróży, podczas których nie miał czasu na bliższe poznawanie miasta. Ale
to w końcu wielka metropolia, prędzej czy później trafi na jakiś całodobowy bar
ze zjadliwymi daniami.
Po mniej
więcej piętnastu minutach zatrzymał się na zakazie parkowania przed całkiem dobrze
wyglądającym lokalem. Chwycił za klamkę i pchnął drzwi, ale te ani drgnęły
i dopiero po mocnym kopniaku otworzyły się na oścież. Jak najszybciej tylko
mógł, prawie zabijając się o wystającą płytę chodnika, obiegł samochód i otworzył
drzwi po stronie Jasmine. Podał jej dłoń i jednoczenie zastanawiał się od kiedy jest takim
pieprzonym dżentelmenem. Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się wepchnąć w drzwiach
przed kobietę, a niegdyś uszkodził Alicię, gdy trzasnął jej drzwiami przed
nosem. Opuchliznę miała dwa tygodnie, natomiast wielkiego focha trochę ponad trzy
miesiące.
Prawie
umarł ze szczęścia gdy dziewczyna w końcu ścisnęła mocno jego rękę i wspierając
się na niej wysiadła z samochodu. Jeszcze przez parę minut trwali w tym uścisku.
Jej dłoń była taka delikatna i miękka, że nie mógł powstrzymać się od czułego
pogłaskania. Przejechał kciukiem po aksamitnej skórze, czując jak niezliczona
ilość motyli w jego brzuchu podrywa się do lotu. Jego twarz po raz kolejny tego
dnia zrobiła się purpurowa. Dziewczyna ostrożnie się mu wyrwała i odsunęła o
parę centymetrów. No tak. Był chyba czasami nazbyt śmiały.
-Chodźmy- zarządził i poprowadził
ją do wejścia. Lokal był cichy i opustoszały. Za barem stał młody chłopak,
który ze znudzeniem wsłuchiwał się w paplanie jedynego klienta, siedzącego na
wysokim, plastikowym krześle. Ściany pomalowane na czerwono i kilka
zielonkawych lamp na ścianach sprawiło, że było całkiem przytulnie i można było
spokojnie się tam zatrzymać. Jasmine usiadła przy żółtym stoliku obok okna i
zajęła się podwijaniem marynarki, aby było jej wygodniej. Frank tymczasem
poszedł zamówić jakieś jedzenie. Z racji późnej godziny dostępne były tylko
kanapki na ciepło (zapewne kanapki z dnia podgrzane w mikrofalówce) i gofry z
czekoladą. Zamówił dwie porcje obu ‘przysmaków’ i colę a następnie dosiadł się do dziewczyny.
Po raz kolejny się do niej uśmiechnął, opierając ręce na brudnawym i lepiącym stoliku. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, aż w końcu zawstydzona i
speszona dziewczyna spojrzała w okno, oblewając się rumieńcem.
-Nie patrz tak na mnie- powiedziała
cicho wyginając sobie palce we wszystkie strony. Zagryzła wargę i westchnęła cicho.
-Przepraszam- szepnął Frank,
napawając się niezwykłą urodą swojej towarzyszki. Mimo, że jego wzrok był dla
niej niezręczny, obserwował ją bez przerwy. Twarz, długą szyję, przepiękne
piersi, ręce pokryte tatuażami...
-Masz świetne tatuaże- jego wzrok prześlizgiwał
się zachłannie po różnych wzorach, aż w końcu zatrzymał się na małej, czarnowłosej
dziewczynce umiejscowionej po wewnętrznej stronie nadgarstka. Drobna postać
była zgarbiona, miała pulchną, smutną twarz, a z czarnych oczu płynęły ogromne
krwawe łzy. Nosiła podartą, szarawą sukienkę, a na lewej nodze nie miała
trzewika. Pod nią widniał mały napis „I want my innocence back”. Frank poczuł
jak przechodzi go potężny dreszcz. Ten tatuaż był niepokojący. Nikt nie tatuuje sobie przecież takich rzeczy bez wyraźnego powodu. To musiało
być jakoś powiązane z jej życiem. Co skrywała? Jak bardzo wizerunek dziewczynki jest bliski
Jasmine? Ile wspólnego mają ze sobą?
Rany. Jeszcze chwila i popadnie w jakąś paranoję. Powinien przestać snuć durne teorie i jak najlepiej wykorzystać czas z Jasmine. Kto wie czy będzie mu to jeszcze kiedyś dane.
Rany. Jeszcze chwila i popadnie w jakąś paranoję. Powinien przestać snuć durne teorie i jak najlepiej wykorzystać czas z Jasmine. Kto wie czy będzie mu to jeszcze kiedyś dane.
-Dziękuję- odpowiedziała w końcu. Doskonale widziała co Frank obserwował i jak na to zareagował. Obróciła rękę, a następnie schowała
ją pod stół. Znów zapadła niezręczna cisza.
-Naprawdę na imię ci Jasmine?-
spytał idiotycznie, bawiąc się wytłuszczoną solniczką. Obracał ją w dłoni i usypywał małe kupeczki soli na stole.
-Powiedzmy, że tak. Tak możesz do mnie mówić. Jasmine... Jazz- złapała go z rękę, a następnie wyjęła mu z dłoni solniczkę i odstawiła ją na stół. W tym samym momencie przyszedł chłopak z zamówieniem. Postawił niedbale przed nimi papierowe talerze z jedzeniem, burknął smacznego i powrócił za bar aby dalej wysłuchiwać zwierzeń natrętnego gościa. Jasmine podsunęła sobie pod nos kanapki i łapczywie wgryzła się w tę w większą z kurczakiem i majonezem. Jadła szybko, jakby głodziła się przez ostatnie miesiące, albo jakby próbowała pobić rekord w jak najszybszym pochłanianiu jedzenia. Frank bez zastanowienia podsunął jej także swoją porcję.
-Czyli tak naprawdę nie nazywasz się Jasmine- drążył bezsensownie temat obserwując jak dziewczyna raz po raz odrywa kęsy bułki z gorącym kurczakiem i połyka je prawie bez przeżuwania.
-Nie znam cię Frank. Nie będę mówić wszystkiego- powiedziała po przełknięciu ostatniego kawałka drugiej kanapki. Upiła trochę coli, a następnie zgniotła papierowe talerzyki i odrzuciła je kraniec stołu. Przysunęła sobie gofry, zatopiła palec w bitej śmietanie i czekoladzie i powoli oblizała. Cicho i przyjemnie przy tym zamruczała, tak jakby jadła jakiś drogi luksusowy deser, a nie gofry za kilka dolców. Ten niesamowicie seksowny gest sprawił, że Frank zapomniał jak się nazywa i na kilka sekund się zawiesił, odtwarzając sobie w głowie moment gdy wydatne wargi dziewczyny delikatnie zetknęły się ze słodkim kremem, a język otulił szczupły palec.
-Wieki nie jadłam gofrów- powiedziała po pierwszym kęsię- Mmmmmmmm są cudowne- Frank zauważył, że im dłużej siedzi z nią w tym barze, tym normalniejsza się staje. Coraz mnie gra, jest bardziej naturalna i chwilami pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Miał złudną nadzieję, że to może jego zasługa i że będzie to trwało.
-Masz fajny głos- powiedziała w pewnym momencie, przerywając mu rozmyślania i wgapianie się w jej piękny dekolt. Nie wiedział co odpowiedzieć na ten osobliwy komplement.
-Opowiedz mi coś. Coś o sobie. Chce cię posłuchać- czy już wspominał że był gotów zrobić wszystko czego sobie zażyczyła? Gdy tylko wypowiedziała swoją prośbę, po raz kolejny promiennie się uśmiechnął, a następnie zaczął opowieść. Mówił o wszystkim co wydawało mu się ważne. O swoich zwykłych i niezwykłych przemyśleniach, o marzeniach i aspiracjach. Nie omieszkał wspomnieć także o narzeczonej. Chciał sprawdzić jak zareaguje na Jamię, ale niestety zachowała kamienną twarz, nie ukazując żadnych emocji. Był zawiedziony, ale czego się spodziewał?
Siedzieli tak kilka godzin, wypijając kolejne szklanki coli i zapychając się goframi. Jasmine co jakiś czas wtrącała pytania, dziwiła się gdy dowiedziała się, że jest gitarzystą, a usłyszawszy kilka szalonych historii prawie się uśmiechnęła.
Frank chyba nigdy nie czuł się lepiej. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Nie ważne, że w środku nocy siedział w dziwnym barze, bez dokumentów, za to z rozlatującym się samochodem i kompletnie nie miał pojęcia jak trafi z powrotem do hotelu. Był z nią i tylko to się liczyło. Znał ją dzień. Jeden krótki dzień, a już zdążyła wprowadzić zamęt w jego życie i namieszać mu w uczuciach. I był jej za to wdzięczny.
-Teraz już mnie znasz... Wiesz nawet o moich kompromitujących ósmych urodzinach. Możesz zdradzić mi coś o sobie. Choćby prawdziwe imię- przewróciła oczami i pokręciła głową. Wytarła usta chustęczką, a następnie podniosła się z zamiarem wyjścia.
-Wszystko swoim czasie Frank...w swoim czasie- szepnęła prawie bezgłośnie i opuściła bar. Ruszył za nią. Kilka chwil i przekleństw później pojechali dalej przed siebie. Dochodziła godzina piąta nad ranem i chłopak z dziwnym ukłuciem w sercu uświadomił sobie, że niedługo musi wracać. Chciał by ta noc nigdy się nie skończyła. Chciałby już zawsze siedzieć z nią przy wściekle żółtym stoliku i opowiadając jej o swoim życiu, patrzeć jak zajada się goframi z czekoladą.
-Dlaczego się nie uśmiechasz?- powiedział zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. Włączył stare, trzeszczące radio. które z wieloma zakłóceniami odbierało tylko jedną stację, grającą dawne przeboje. Zaczął nucić razem z beatlesami piosenkę 'Michelle' I need to make you see,
Oh, what you mean to me... Była piękna.
-Uśmiecham się- powiedziała Jasmine i wyszczerzyła zęby w najbardziej nieszczerym uśmiechu jaki kiedykolwiek widział Frank. Westchnął i pogłośnił radio, wsłuchując się w spokojną i kojącą melodię.
-Nieszczerze
-Nie mam powodów do szczerego uśmiechu- powiedziała zmienionym, lekko zachrypniętym głosem. Frank chciał dowiedzieć się więcej, ale przeczuwał, że lepiej będzie gdy zamilknie.
Zdjął prawą dłoń z kierownicy i bardzo ostrożnie dotknął dłoni Jasmine. Drgnęła i posłała mu zdziwione spojrzenie. Jednak odwzajemniła gest i ścisnęła jego rękę, splatając ich place. Wszystkiego wnętrzności poderwały mu się gwałtownie do góry i równie gwałtownie opadły. Z wrażenia, ledwo prowadził.
-Obiecuję, że kiedyś będziesz miała mnóstwo powodów do uśmiechu.
-Znamy się jeden dzień...jak możesz obiecywać mi takie rzeczy?- spytała wpatrując się w ich splecione dłonie. Nie odpowiedział.
-Wysadź mnie tutaj- powiedziała nagle wskazując palcem na mały parking, znajdujący się wśród ciemnych zarośli. Zatrzymał się gwałtownie i ze smutkiem puścił jej rękę.
-Dziękuję- powiedziała, mocno popychając drzwi, aby się otworzyły. Gdy puściły, wyszła z auta i już miała trzasnąć na pożegnanie, gdy jeszcze wsadziła głowę do środka.
-Masz narzeczoną, Frank. Zajmij się nią i nie zaniedbuj jej.
****
Mimo powrotu do hotelu o 6 nad ranem o ósmej trzydzieści był już na nogach i szykował sobie obfite śniadanie w małej hotelowej restauracji. Był pierwszy, dzięki czemu mógł napawać się samotnością oraz ciszą. Posmarował tosty masłem, nalał parującej kawy do ogromnego białego kubka, następnie nałożył na talerz troch warzyw i już miał odejść z tym do stolika, gdy nagle poczuł czyjąś chłodną dłoń, zaciskającą się na jego biodrze. Ktoś stał za nim, muskając swoim ciepłym oddechem jego odsłoniętą szyję. Cały zdrętwiał i zesztywniał. Odstawił talerz i kubek na bok, ledwo poruszając rękami,
-Wiesz, że okna z mojego pokoju wychodzą na parking?- Gerard. Przytulił się do jego pleców, oplatając go w pasie i przyprawiając o zawrót głowy. Frank miał mdłości i chciał się jak najszybciej pozbyć obrzydliwego 'przyjaciela'. Nic mu nie odpowiedział na pytanie. Przeczuwał do czego zmierza wokalista.
Gerard przesunął rękę i delikatnie włożył mu ją pod koszulkę. Błądził dłońmi po brzuchu wokalisty, dotykając wargami jego ucha. Kilka razy delikatnie pocałował go w szyję. Posuwał się w swoich działaniach coraz dalej, a sparaliżowany ze strachu Frank, oczekiwał w napięciu na to co ma mu do powiedzenia.
-Widziałem cię z tamtą dziewczyną- zatopił palce w kruczoczarnych włosach gitarzysty i przymknął powieki, wzdychając cicho. Jego ręce były dosłownie wszędzie, napawał się tym o czym marzył od dawna. W końcu miał go w ramionach, w samotności, na poważnie.
-Zrobiłem zdjęcia, które pokażę Jamii jeśli...- tu urwał na chwilę i uśmiechnął się z wyższością. Wtulił się jeszcze mocniej we Franka, ciesząc się z tej pięknej chwili. Po kilku sekundach cmoknął go szybko w szyję i niechętnie się od niego oderwał.
-Czekam na ciebie u siebie o 20... Wtedy o tym pogadamy dokładniej
****
O rany. Skończyłam. Hura. Nudno. Nic właściwie się nie dzieje.
Dziękuje za tyle komentarzy :* To takie super jest *umiera za szczęścia*
Ach jak mam kogoś umieścić w linkach to niech ten ktoś mi o tym napisze. Nie omieszkam.
Ze statystyk wynika, że najwicej wejść miała część z wątkiem niby Frerardowym. No wiecie co, zboczuszki. Kobieta z facetem to przecież też fajny pomysł.
Co do butelki. To nie jest szczyt moich zboczeniowych możliwościowi. |D Dobra jest 5 może skończę już tę płonną przemowę. Aaaamen.
Nigdy nikomu nic nie dedykowałam. Uznajcie wiec że dedykacja jest dla wszystkich i dla każdego z osobna zarazem.
-Powiedzmy, że tak. Tak możesz do mnie mówić. Jasmine... Jazz- złapała go z rękę, a następnie wyjęła mu z dłoni solniczkę i odstawiła ją na stół. W tym samym momencie przyszedł chłopak z zamówieniem. Postawił niedbale przed nimi papierowe talerze z jedzeniem, burknął smacznego i powrócił za bar aby dalej wysłuchiwać zwierzeń natrętnego gościa. Jasmine podsunęła sobie pod nos kanapki i łapczywie wgryzła się w tę w większą z kurczakiem i majonezem. Jadła szybko, jakby głodziła się przez ostatnie miesiące, albo jakby próbowała pobić rekord w jak najszybszym pochłanianiu jedzenia. Frank bez zastanowienia podsunął jej także swoją porcję.
-Czyli tak naprawdę nie nazywasz się Jasmine- drążył bezsensownie temat obserwując jak dziewczyna raz po raz odrywa kęsy bułki z gorącym kurczakiem i połyka je prawie bez przeżuwania.
-Nie znam cię Frank. Nie będę mówić wszystkiego- powiedziała po przełknięciu ostatniego kawałka drugiej kanapki. Upiła trochę coli, a następnie zgniotła papierowe talerzyki i odrzuciła je kraniec stołu. Przysunęła sobie gofry, zatopiła palec w bitej śmietanie i czekoladzie i powoli oblizała. Cicho i przyjemnie przy tym zamruczała, tak jakby jadła jakiś drogi luksusowy deser, a nie gofry za kilka dolców. Ten niesamowicie seksowny gest sprawił, że Frank zapomniał jak się nazywa i na kilka sekund się zawiesił, odtwarzając sobie w głowie moment gdy wydatne wargi dziewczyny delikatnie zetknęły się ze słodkim kremem, a język otulił szczupły palec.
-Wieki nie jadłam gofrów- powiedziała po pierwszym kęsię- Mmmmmmmm są cudowne- Frank zauważył, że im dłużej siedzi z nią w tym barze, tym normalniejsza się staje. Coraz mnie gra, jest bardziej naturalna i chwilami pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Miał złudną nadzieję, że to może jego zasługa i że będzie to trwało.
-Masz fajny głos- powiedziała w pewnym momencie, przerywając mu rozmyślania i wgapianie się w jej piękny dekolt. Nie wiedział co odpowiedzieć na ten osobliwy komplement.
-Opowiedz mi coś. Coś o sobie. Chce cię posłuchać- czy już wspominał że był gotów zrobić wszystko czego sobie zażyczyła? Gdy tylko wypowiedziała swoją prośbę, po raz kolejny promiennie się uśmiechnął, a następnie zaczął opowieść. Mówił o wszystkim co wydawało mu się ważne. O swoich zwykłych i niezwykłych przemyśleniach, o marzeniach i aspiracjach. Nie omieszkał wspomnieć także o narzeczonej. Chciał sprawdzić jak zareaguje na Jamię, ale niestety zachowała kamienną twarz, nie ukazując żadnych emocji. Był zawiedziony, ale czego się spodziewał?
Siedzieli tak kilka godzin, wypijając kolejne szklanki coli i zapychając się goframi. Jasmine co jakiś czas wtrącała pytania, dziwiła się gdy dowiedziała się, że jest gitarzystą, a usłyszawszy kilka szalonych historii prawie się uśmiechnęła.
Frank chyba nigdy nie czuł się lepiej. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Nie ważne, że w środku nocy siedział w dziwnym barze, bez dokumentów, za to z rozlatującym się samochodem i kompletnie nie miał pojęcia jak trafi z powrotem do hotelu. Był z nią i tylko to się liczyło. Znał ją dzień. Jeden krótki dzień, a już zdążyła wprowadzić zamęt w jego życie i namieszać mu w uczuciach. I był jej za to wdzięczny.
-Teraz już mnie znasz... Wiesz nawet o moich kompromitujących ósmych urodzinach. Możesz zdradzić mi coś o sobie. Choćby prawdziwe imię- przewróciła oczami i pokręciła głową. Wytarła usta chustęczką, a następnie podniosła się z zamiarem wyjścia.
-Wszystko swoim czasie Frank...w swoim czasie- szepnęła prawie bezgłośnie i opuściła bar. Ruszył za nią. Kilka chwil i przekleństw później pojechali dalej przed siebie. Dochodziła godzina piąta nad ranem i chłopak z dziwnym ukłuciem w sercu uświadomił sobie, że niedługo musi wracać. Chciał by ta noc nigdy się nie skończyła. Chciałby już zawsze siedzieć z nią przy wściekle żółtym stoliku i opowiadając jej o swoim życiu, patrzeć jak zajada się goframi z czekoladą.
-Dlaczego się nie uśmiechasz?- powiedział zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. Włączył stare, trzeszczące radio. które z wieloma zakłóceniami odbierało tylko jedną stację, grającą dawne przeboje. Zaczął nucić razem z beatlesami piosenkę 'Michelle' I need to make you see,
Oh, what you mean to me... Była piękna.
-Uśmiecham się- powiedziała Jasmine i wyszczerzyła zęby w najbardziej nieszczerym uśmiechu jaki kiedykolwiek widział Frank. Westchnął i pogłośnił radio, wsłuchując się w spokojną i kojącą melodię.
-Nieszczerze
-Nie mam powodów do szczerego uśmiechu- powiedziała zmienionym, lekko zachrypniętym głosem. Frank chciał dowiedzieć się więcej, ale przeczuwał, że lepiej będzie gdy zamilknie.
Zdjął prawą dłoń z kierownicy i bardzo ostrożnie dotknął dłoni Jasmine. Drgnęła i posłała mu zdziwione spojrzenie. Jednak odwzajemniła gest i ścisnęła jego rękę, splatając ich place. Wszystkiego wnętrzności poderwały mu się gwałtownie do góry i równie gwałtownie opadły. Z wrażenia, ledwo prowadził.
-Obiecuję, że kiedyś będziesz miała mnóstwo powodów do uśmiechu.
-Znamy się jeden dzień...jak możesz obiecywać mi takie rzeczy?- spytała wpatrując się w ich splecione dłonie. Nie odpowiedział.
-Wysadź mnie tutaj- powiedziała nagle wskazując palcem na mały parking, znajdujący się wśród ciemnych zarośli. Zatrzymał się gwałtownie i ze smutkiem puścił jej rękę.
-Dziękuję- powiedziała, mocno popychając drzwi, aby się otworzyły. Gdy puściły, wyszła z auta i już miała trzasnąć na pożegnanie, gdy jeszcze wsadziła głowę do środka.
-Masz narzeczoną, Frank. Zajmij się nią i nie zaniedbuj jej.
****
Mimo powrotu do hotelu o 6 nad ranem o ósmej trzydzieści był już na nogach i szykował sobie obfite śniadanie w małej hotelowej restauracji. Był pierwszy, dzięki czemu mógł napawać się samotnością oraz ciszą. Posmarował tosty masłem, nalał parującej kawy do ogromnego białego kubka, następnie nałożył na talerz troch warzyw i już miał odejść z tym do stolika, gdy nagle poczuł czyjąś chłodną dłoń, zaciskającą się na jego biodrze. Ktoś stał za nim, muskając swoim ciepłym oddechem jego odsłoniętą szyję. Cały zdrętwiał i zesztywniał. Odstawił talerz i kubek na bok, ledwo poruszając rękami,
-Wiesz, że okna z mojego pokoju wychodzą na parking?- Gerard. Przytulił się do jego pleców, oplatając go w pasie i przyprawiając o zawrót głowy. Frank miał mdłości i chciał się jak najszybciej pozbyć obrzydliwego 'przyjaciela'. Nic mu nie odpowiedział na pytanie. Przeczuwał do czego zmierza wokalista.
Gerard przesunął rękę i delikatnie włożył mu ją pod koszulkę. Błądził dłońmi po brzuchu wokalisty, dotykając wargami jego ucha. Kilka razy delikatnie pocałował go w szyję. Posuwał się w swoich działaniach coraz dalej, a sparaliżowany ze strachu Frank, oczekiwał w napięciu na to co ma mu do powiedzenia.
-Widziałem cię z tamtą dziewczyną- zatopił palce w kruczoczarnych włosach gitarzysty i przymknął powieki, wzdychając cicho. Jego ręce były dosłownie wszędzie, napawał się tym o czym marzył od dawna. W końcu miał go w ramionach, w samotności, na poważnie.
-Zrobiłem zdjęcia, które pokażę Jamii jeśli...- tu urwał na chwilę i uśmiechnął się z wyższością. Wtulił się jeszcze mocniej we Franka, ciesząc się z tej pięknej chwili. Po kilku sekundach cmoknął go szybko w szyję i niechętnie się od niego oderwał.
-Czekam na ciebie u siebie o 20... Wtedy o tym pogadamy dokładniej
****
O rany. Skończyłam. Hura. Nudno. Nic właściwie się nie dzieje.
Dziękuje za tyle komentarzy :* To takie super jest *umiera za szczęścia*
Ach jak mam kogoś umieścić w linkach to niech ten ktoś mi o tym napisze. Nie omieszkam.
Ze statystyk wynika, że najwicej wejść miała część z wątkiem niby Frerardowym. No wiecie co, zboczuszki. Kobieta z facetem to przecież też fajny pomysł.
Co do butelki. To nie jest szczyt moich zboczeniowych możliwościowi. |D Dobra jest 5 może skończę już tę płonną przemowę. Aaaamen.
Nigdy nikomu nic nie dedykowałam. Uznajcie wiec że dedykacja jest dla wszystkich i dla każdego z osobna zarazem.
och, jestem pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńOdcinek bardzo mi się podobał. Szczególnie to jak Frank zajął się Jazz. To było kochane, choć szkoda mi Jamii :<
NO I GERARD. KURDE. Co za gość XD Zauważyłam, że jemu się zawsze obrywa w Twoich opowiadaniach :<
Lubię Gerdzia i kiedyś przedstawię go w dobrym świetle ale jakoś samo wyszło, że jest taki zły. A będzie jeszcze gorszy :3 Mru :*
UsuńTo jest chyba pierwsze opowiadanie, gdzie pałam nienawiścią do Gerarda już na samym początku , a drugie gdzie pałam do niego nienawiścią w ogóle xD Nawet nie wiesz jak bardzo chce poznać prawdziwe imię tej dziewczyny.... Arrrr ♥ A Frerardowe wątki zawsze spoko :P Jestem ciekawa jak się rozwinie wątek Frank + dziwka |D Także... pracuj moja droga, pracuj :D
OdpowiedzUsuń-> red like a blood <-
Ale jesteś okropna! Ja tu mam kurcze sprzątać, ciasto piec, pisać własnego frerarda a nie czytać! A tym sposobem przeczytałam wszystko co tu umieściłaś i pal licho durny placek. Dziwka zauroczona w Franku którego kocha Jamia i Gerard. No coż... niezłe porno *mówi głosem starego zboczeńca* jeju, brakowało mi dawki czegoś pokręconego. I zastanawia mnie mocno, jak to wszystko się ułoży... oby nie za szybko, bo naprawdę ciekawie się to czyta. A idź ty, złodziejko czasu! Tak, wiem wiem, że nigdzie tu nie jest napisane, że trzeba zaniedbywać obowiązki dla czytania, ale po prostu litery przesiane przez twoje palce mają jakąś taką dziwną moc zakłócania siły roboczej.
OdpowiedzUsuńhttp://the-way-to-the-morgue.blogspot.com/ (może i ja skradnę ci trochę czasu?)
Dżizas, jakie ja głupie i płytkie komentarze dodaję, wybacz.
UsuńKomentarz cudowny :3 Dziękuję bardzo i chętnie stracę czas, wchodząc na Twego bloga :)
Usuńomnom, Gee. dlaczego ja tak uwielbiam tutejszego Gee, skoro jest kupą chama? no ok, nie będę tak mówić, ale no, boże, przecie to szantaż! Gerardzie, tak się nie robi! ale nie, i tak go lubię. oł <3 i w ogóle ładnie, jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńPo długiej przerwie wracam na forum i nadrabiam zaległości w czytaniu. Jej, kocham to. Gwałt butelką, skąd wiedziałaś o czym marzę ? XD Pisz, pisz, pisz. Możesz bez skrępowania zrealizować tu swoje najdziksze pomysły, a może powinnaś założyć na nie osobnego bloga? Bredzę od rzeczy, lepiej już skończę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Pidżam :)
20 yr old Health Coach I Florence Mapston, hailing from Revelstoke enjoys watching movies like Radio Free Albemuth and Kabaddi. Took a trip to Chhatrapati Shivaji Terminus (formerly Victoria Terminus) and drives a Bugatti Type 18 5-litre Sports Two-seater. kliknij odniesienie
OdpowiedzUsuń