Oczywiście
był świadom tego, że jego nagłe zniknięcie nie obędzie się bez konsekwencji.
Doskonale wiedział, że kumple z zespołu zmyją mu głowę za opuszczenie
spotkania, a wystraszona narzeczona udzieli reprymendy i wygłosi
półgodzinne kazanie na temat wyłączania telefonu i tego jak się zamartwiała.
Pierwsze skwitował machnięciem ręki i wściekłym spojrzeniem rzuconym w kierunku
Gerarda, natomiast drugie wytrwał tylko dzięki bluzce z dużym dekoltem,
którą nosiła Jamia. Słuchał krzyków skupiając się na cienkim materiale
opinającym obfity biust i rozmyślając nad tym dlaczego kobiety nie bawią się
ciągle swoimi piersiami skoro te są takie fajne. Obserwował
jak klatka piersiowa jego dziewczyny regularnie podnosiła się i opadała, dzięki
czemu łatwiej odpierał dźwięki i stał się głuchy na wszystko.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- ocknął się z
transu i podniósł głowę do góry. Jamia stała obok niego z założonymi
rękami i ustami zaciśniętymi w cienką linię. Oczy pociemniały jej ze złości, a
policzki zaczerwieniły z oburzenia. Nie podobała mu się w takim stanie. Wolał
ją uśmiechającą się szeroko i promieniejącą szczęściem. Raczej nie obdarzyłby
jej komplementem "Jesteś urocza gdy się złościsz" bo byłoby to po
prostu kłamstwo.
-Mówiłaś coś?- spytał słabym głosem jakby przed
chwilą wybudził się głębokiego snu i od razu wiedział, że te słowa to pewna
skucha. Jamia tupnęła nogą jak mała obrażona dziewczynka i rzucając mu ostatnie
gniewne spojrzenie wyszła, trzaskając drzwiami. Jeszcze przez chwilę stał na
środku pokoju i tępo gapił się przed siebie. Po paru sekundach wzruszył
ramionami robiąc obojętną minę, westchnął głęboko i rozsiadł się wygodnie w
fotelu, sięgając jednocześnie po pilot od telewizora. Myślami już otwierał
zimne piwo, które chłodziło się gdzieś w barku. Jednak zanim całkowicie oddał
się błogiemu lenistwu zanotował sobie gdzieś głęboko w głowie, że jeszcze
wczoraj pobiegłby za swoją narzeczoną i przepraszał ją na kolanach, natomiast
dziś jej złość w ogóle go nie obeszła.
*******
-Coś się wam stało?- zapytał Ray po mniej więcej
piętnastu minutach niezręcznego milczenia, panującego w dusznym, małym
pokoiku. Atmosfera z każdą chwilą coraz bardziej się zagęszczała, a
uczestnicy spotkania tylko marzyli o powrocie do siebie. Spięci, spoglądali
na siebie nerwowo, skubiąc rękawy bluz i nie wiedząc jakiemu zajęciu się oddać.
Jak zwykle poważny Mikey bawił się z zapałem kapslem od butelki piwa. Kręcił
nim jak bączkiem, wpatrując się uporczywie w to jak wiruje i traktując tę
czynność jak najistotniejszą w życiu. Irytujące dźwięki, które temu
towarzyszyły były jedynymi przerywającymi grobową ciszę.
-Nic- odparł Gerard wiążąc fikuśnie czerwoną
chustkę, którą miał niedbale owiniętą wokół szyi. Przez całe spotkanie zajmował
się swoim wyglądem, a to przeglądając się w łyżeczce, a to dokładnie oglądając
swoje pomalowane na czarno paznokcie. Jako jedyny był wyluzowany i nie widział
żadnego problemu. Położył nogi na stole "przypadkiem"
szturchając Franka w kolano. Uśmiechnął się prowokująco, a następnie upił
trochę soku z wysokiej szklanki, głośno przy tym siorbiąc.
-Frank?- wszyscy przerwali swoje rozluźniające
zajęcia i spojrzeli na gitarzystę, który z zamglonymi oczami mieszał kawę,
prawdopodobnie nie będąc świadomym tego co robi. Powoli zataczał kręgi w kubku,
rozlewając napój i ochlapując nim stół. Miał rozchylone usta i zdawał
się być w zupełnie innym świecie. Bob szturchnął go łokciem, ale ten
tylko przechylił się na lekko na bok, nie reagując.
-Frank?- w końcu spojrzał na nich nie wiedząc co
się dzieje - Frank. Chyba już pomieszałeś- powiedział blondyn kiwając głową w
stronę kubka.
-Co?- spojrzał na swoje ręce i wstrzymał
mieszanie- Ach tak. Chciałem dokładnie...- powiedział rozkojarzony,
przeczesując sobie nerwowo włosy. Zamrugał kilka razy i jego orzechowe
oczy na powrót stały się takie jak wcześniej, jasne i błyszczące. Ale
jednocześnie lekko smutne. Cała radość i entuzjazm wyparowały z niego, gdy
tylko uświadomił sobie, że jest na jakimś organizacyjnym spotkaniu z kuplami a
nie tam gdzie tak bardzo pragnął być... Tam gdzie jeszcze przed sekundą
był...
Stał na środku baru tak jak rano, nie
dbając o potrącających go ludzi i słuchając głębokiego głosu Elvisa,
wyśpiewującego o słodkiej i długiej miłości. Czuł przyjemne mrowienie na całym
ciele, które wzmagało się za każdym razem gdy tylko ona podnosiła wzrok znad
gazety i obdarowywała go czułym spojrzeniem. Jak zahipnotyzowany patrzył w tę
boską istotę, o cudownych karminowych wargach i wiedział, że zrobiłby dla niej
wszystko. Wystarczyłoby skinie palca, żeby uczynił to czego ona oczekuje.
Skoczyć w ogień? Z radością i szerokim uśmiechem! Dać jej wątrobę? Wydłubałby
sobie własną widelcem i jeszcze ciepłą podał na złotej tacy.
Nie mógł się jej oprzeć... miała "to
coś" czego szukał w kobiecie. Poczuł się spełniony. Była jak
brakujący, najważniejszy puzel , który włożony we właściwe miejsce nadawał
wszystkiemu dookoła sens.
Postanowił nie marnować czasu na czczą
obserwację i uczynić coś aby się do niej zbliżyć.
Miał dziwnie dużo śmiałości, zamiary
prędko zamienił w czyny. Podszedł do niej powoli i delikatnie dotknął jej
ciepłego miękkiego policzka. Gdy tylko to uczynił dostała gęsiej skórki na
całym ciele, a jej sutki zrobiły się sterczące. Rozchyliła kusząco wargi
i przymknęła powieki, dając mu do zrozumienia, że jego dotyk sprawia jej
ogromną przyjemność. Bardzo pobudzony, nie wypowiadając ani słowa,
nachylił się i wpił w jej słodkie usta. Nie odepchnęła go, a wręcz przeciwnie,
przyciągnęła łapczywie, odwzajemniając mocno pocałunek. Całowała niesamowicie,
zatapiając jednocześnie palce w jego włosach. Ich usta
ocierały się o siebie, a języki wykonywały szalony taniec. Nie miał jej
dość, chciał więcej i więcej. Obejmował ją i przygarniał do siebie, jakby
obawiał się, że ktoś wydrze mu ją z ramion. Była jego i tylko jego. A on był
jej. Przesunęła się lekko na kanapie i pociągnęła na miejsce
obok. Nie przerywając szalonych pocałunków, siadła na nim okrakiem,
ignorując zgorszone spojrzenia innych klientów. Włożyła mu dłonie pod koszulkę
i zaczęła głaskać czule jego plecy, od czasu do czasu zadrapując je
paznokciami. Jego ręce błądziły po jej niezwykle zgrabnych udach i jędrnych
pośladkach. Był tak oszołomiony i otumaniony szczęściem, że nie zdawał sobie
sprawy, że zaraz będzie kochał się z nieznajomą w publicznym miejscu...
I właśnie wtedy coś go szturchnęło. Oderwał
się od niej i rozejrzał niepewnie po pomieszczeniu. Ktoś zawołał go po imieniu.
Ale kto? I skąd dochodziły te głosy? Co się działo i dlaczego...
Po kilku sekundach, nerwowych poszukiwań
bar zaczął się rozmywać a on już nie siedział z nią, a z kumplami z zespołu i
jak debil nieustannie mieszał kawę. Miał ochotę się w niej utopić,
uzmysławiając sobie, że to co przeżył to sprawka zbyt wybujałej
wyobraźni i że nigdy nie będzie miało to odbicia w rzeczywistości. Został brutalnie wyrwany ze swojej krainy
marzeń.
Znów był w hotelu z kolegami.
Znów był zaręczony Jamią.
Znów czegoś mu brakowało do pełni szczęścia.
-Przepraszam- mruknął rzucając łyżeczką o blat
stolika- Pokłóciłem się trochę z dziewczyną- zrobił przy tym bardzo skwaszoną
minę. Wcale nie chodziło o to, ale przecież nie przyzna się, że przed
chwilą miał prawie erotyczną fantazję, z nieznajomą dziewczyną w roli głównej.
-I na pewno chodzi tu tylko o dziewczynę? -
drążył Ray widząc, że Frank od powrotu z porannej wycieczki jest nieswój i
ciągle się zamyśla. Łączył to jednak z Gerardem. Wczoraj znowu go poniosło i
trochę za mocno napastował Franka na scenie, wkładając mu dłoń za spodnie czy
mocno ściskając za tyłek. Dzisiaj Frank unikał wokalisty jak ognia i
przez cały czas był niezwykle milczący oraz spokojny. Zupełnie jak nie on.
-Tak Ray. Po co w ogóle się tu spotkaliśmy? Nie
widzę w tym najmniejszego sensu-Spotkanie miało być naprawcze i oczyszczające
atmosferę, ale gówno z niego wyszło, co nie uszło niczyjej uwadze. Gitarzysta
podniósł się zirytowany, wziął kubek z zimną już kawą i bez słowa wyszedł na
korytarz. Tam przystanął na chwilę, stwierdzając że Gia wprowadziła za duży
zamęt w jego głowie. Nie dość, że miał problemy z Gerardem to dokładał sobie
ich jeszcze przez tę dziewczynę.
-Frank. Chłopie - powiedział do siebie cicho- Już
jej nigdy nie zobaczysz. Daj sobie spokój i ogarnij się!- westchnął i odszedł w
poszukiwaniu kwiaciarni, a później Jamii. Trzeba było jakoś załagodzić konflikt
i całkowicie wrócić do rzeczywistości.
***
Bukiet czerwonych, intensywnie pachnących róż
(sztuk 17) i seks w klasycznej pozycji (minut 11) sprawił, że Jamia przestała
się gniewać, a co więcej wpadła w euforyczny nastrój (jak to łatwo uszczęśliwić
kobietę). Przy szykowaniu się na przyjęcie podśpiewywała cicho, a gdy wysypał
jej się puder zaczęła chichotać, jak nastolatka. Frank patrzył na to
z szerokim uśmiechem, czując jak serce trzepocze mu lekko w piersi. Co
jakiś czas do głowy przypływały mu różne myśli o Gii, ale skutecznie je
odganiał, powtarzając sobie, że to fantazjowanie nie ma sensu i że mógłby
przez to stracić swoją dobra, kochaną Jamię.
Ociągał się jak tylko mógł, wiążąc
sobie krawat przez 15 minut, a kolejne 20 poświęcając na ułożenie
włosów. Nie przejmował się swoim wyglądem ale chciał jakoś opóźnić
wyjście na to cholerne przyjęcie. Nie rozumiał kompletnie jego idei. Wiedział,
że to tylko dobra okazja do pokazania się z nowym autem, grubym portfelem i
napompowaną silikonem suką. Gardził tym wszystkim. Chciał robić muzykę, a nie
włóczyć się po beznadziejnie drogich lokalach i lizać jakiemuś idiocie dupę,
żeby łaskawie zaproponował im kontrakt. Marzył o byciu niezależnym muzykiem,
bez cenzury, zakazów i nakazów. Niestety nie był w zespole sam. Musiał się
liczyć ze zdaniem kolegów, które było bardzo odmienne od jego
opinii. Z miną cierpiętnika jechał na miejsce super wypasionym autem,
uparcie odmawiając Gerardowi, gdy ten proponował mu szampana. Wokalista
dziwnie się przy tym uśmiechał i niby przypadkiem dotykał dłoni
Franka. Udawał, że sytuacja z garderoby nie miała miejsca, ale
jednocześnie nie dawał mu o niej zapomnieć, wykonując drobne, ale dużo znaczące
gesty. Frank powoli zaczynał się go bać i kuląc się gdzieś w kącie, nie patrzył
więcej w jego stronę.
Oczywiście tak jak się
domyślał, cała impreza była jedną wielką ściemą. Żadnych poważnych i istotnych
spraw. Jedynie tłum bogaczy z drogim alkoholem w szklaneczce i chudymi
modelkami u boku. Przeklinając ich wszystkich przechadzał się samotnie po dwupiętrowym
lokalu, ozdobionym marmurami, złotem i kryształami. Ściskał w dłoni kieliszek
musującego wina i szukał kogoś znajomego. Słyszał dookoła śmiech i
ożywione rozmowy dotyczące pieniędzy. Drogie kieliszki stukały się przy coraz
to wymyślniejszych toastach, a szampan lał się strumieniami. Westchnął,
rozglądając się uważnie. Nagle zauważył swojego kolegę Ray'a. Tuż obok stała jego narzeczona, Mikey, Alicia oraz Richard z jakąś
nieznajomą. Dziewczyna stała do niego tyłem i nie widział jej twarzy, ale
zrobiła na nim ogromne wrażenie, tatuażem na plecach. Przedstawiał piękne, rozłożyste,
anielskie skrzydła. Niesamowite.
-W końcu ktoś normalny- powiedział Frank
dołączając do towarzystwa. Spojrzał na nieznajomą i zdębiał. Ta piękna twarz, czarne oczy i wydęte w znudzeniu wargi. Czarny kok i bardzo
seksowna, długa suknia w kolorze świeżej krwi. To była przecież ONA! Gia,
we własnej osobie! Patrzyła na niego obojętnie, pijąc szampana ze
smukłego kieliszka. Przymknęła powieki, a jej grube rzęsy zaczęły rzucać
długie cienie na bladych policzkach. Była taka śliczna,
że aż zaparło mu dech w piersiach. Patrzył na nią jak urzeczony, starając
się nie przybierać, przy tym głupiej miny. Niesamowita i tajemnicza.
Kolorowa i wyróżniająca się spośród innych niczym orientalny
kwiat. Na tej sali była najwspanialsza. Inne kobiety nie dorastały jej do
pięt. Była jak diament pośród miedzi...
-Witaj Frank! Właśnie się zastanawialiśmy gdzież
to się podziewasz- powiedział, a właściwie krzyknął, jak zwykle miły
Richard. Lekko czerwony na twarzy, wykazywał zaczątki upicia. Wskazał dłonią na
swoją towarzyszkę. Frank modlił się o to by tylko nie byli ze sobą
powiązani.
-Poznaj. To jest Jasmine. Moja piękna
życiowa partnerka...
**~~~**
Jestem zadowolona. (znaczy w tej chwili padam na
ryj. Jutro jak się wyśpię pewnie zakwestionuję jakość tego co napisałam) Pisane
w notatniku więc są literówki za które jak zwykle przepraszam. Tak jak za
przecinki.
Dzięki za komentarze ♥♥♥ (i molestowanie kiedy
kolejny odcinek. Mraśnie) No ale serio. Tylko 4 komentarze? Były cudowne ale
mało. Idę ogolić żyły i nic więcej nie napiszę jak dalej będzie tak cienko ;w;
Też jestem zadowolona <3 Seks w 11 minut? Przypomina mi to książkę Paula Coelho ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, ale to wszystko fajnie zgrałaś ze sobą Nie spodziewałam się, że to spotkanie to jest TO spotkanie, na które idzie Angela/Gia/Jasmine xd
I w ogóle kocham umysł Franka <3
P.S. Zastanawiałam się gdzie zostawić komentarz, aż w końcu stwierdziłam, że napisze tutaj :3
Nie mogłam z beki jak przeczytałam o tych cyckach Jamii jak i o zadowalaniu jej :D siedemnaście róż i seks w 11 minut xD Jesteś niesamowita :P wielbię Twój styl pisania i czekam na dużo więcej :D Seks z nieznajomą w toalecie na przykład :D Nie żebym cokolwiek sugerowała, ale możesz wziąć to pod uwagę :)
OdpowiedzUsuń-> red like a blood <-
Najlepsze o cyckach Jamii, nie wiem skąd bierzesz takie pomysły. xD
OdpowiedzUsuńczemu ja tego nie skomentowałam, skoro było takie genialne? D: GENIALNE <3
OdpowiedzUsuń