sobota, 22 grudnia 2012

"I will let you down... I will make you hurt"

 Starając się o niczym nie myśleć, zbiegał jak najszybciej po stromych, hotelowych schodach. Co chwilę spowalniał i obracał głowę do tyłu, żeby sprawdzić czy nie podąża za nim wściekły lub co gorsza zrozpaczony Gerard. Frank miał niesamowite wyrzuty sumienia z powodu tego co zrobił. To jak potraktował chłopka, ofiarującego mu najczystszą miłość i swoje wielokrotnie ranione serce, było obrzydliwe. Zachował się jak kawał zimnego drania, dając mu nadzieję, a następnie depcząc jego uczucia. Gerard ostatnio był niezmiernie chamski, próbował go przecież szantażować, ale to nie usprawiedliwiało zachowania Iero, to nie dało mu prawa do tak bolesnego i mocnego zranienia  byłego przyjaciela.
Ale z drugiej strony, pomyślał Frank, nie mógł zrobić nic innego. Nie był gejem i nic nie czuł do Way'a...No, może kiedyś był nim niezdrowo zafascynowany i pełen podziwu do wszystkiego co zrobił, ale to nie równało się miłości. Nie potrafił go pokochać w "ten" sposób i dać to czego oczekiwał, ale...mógł ukazać mu  to w delikatniejszy sposób, nie  tak podły...
 Frank poczuł, że jeszcze chwila, a rozsadzi  mu głowę od natłoku nieprzyjemnych myśli. Chciał jak najszybciej uciec z tego pieprzonego hotelu, od problemów, Gerada, narzeczonej... Chciała napić się szampana, poczuć przyjemny szum w głowie i nie myśleć o niczym. Ścisnął mocniej zieloną butelkę i wpadł na główny hol. Spojrzawszy z pogardą na recepcjonistkę ruszył ku drzwiom. Nie zamierzał się zatrzymywać na głupie pogawędki z tą niezbyt rozgarnięta istotą, wiecznie żującą gumę, która na dodatek okazywała nadmierne zainteresowanie jego zespołem. Prychnął wściekle i pchnął drzwi, gdy nagle usłyszał głośne odchrząkniecie. Zignorował to, wzruszając ramionami, ale zaraz po tym dziewczyna krzyknęła "Panie Iero! Proszę poczekać" i musiał się zatrzymać. Odwrócił się wściekły, schował butelkę z alkoholem pod bluzkę i idiotycznie przechylony w prawą stronę podszedł do kontuaru.
-Taaaa? O co chodzi?- spytał poirytowany, poprawiając osuwającego się szampana.
-Ktoś na pana czeka- wskazała ręką gdzieś za plecami Franka. Odwróci się i serce od razu mocno zatrzepotało mu w piersi. Poczuł na sobie wzrok czarnych, bystrych oczu i jego twarz oblała się rumieńcem. Mimowolnie jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a oczy radośnie mu zabłyszczały. Nie mógł uwierzyć, że Gia tu przyszła i czeka na niego. Był onieśmielony. Stał jak słup soli, ogłupiały ze szczęścia. Już nie pamiętał co wydarzyło się w hotelowym pokoju, zaledwie kilka minut temu.
-Gia- szepnął, robiąc krok naprzód i wyciągając ku niej dłoń. Podniosła się z kremowej, trzeszczącej kanapy i zrobiła niepewną minę.
-Cześć Frank- miał ochotę podbiec i ja przytulić. Chciał zatopić palce w jej gęstych włosach, poczuć słodki zapach jej skóry i pocałować ją w kuszące, pełne wargi. Zamiast tego wyciągnął szampana spod bluzki i pomachał do niej głupio.Czuł się jak ostatni idiota.
-Możemy porozmawiać?- spytała i podeszła do niego, na odległość mniej więcej trzech metrów. Była wyraźnie zakłopotana i nieustannie czymś się bawiła.
-Ja…Wczoraj tyle mi o sobie opowiedziałeś, zająłeś się mną, chociaż nie byłam zbyt miła. Chciałam to wyjaśnić i…- Frank złapał ja za łokieć i pociągnął do wyjścia.
-Wyjaśnisz mi to w lepszym miejscu.
                                                              ***
 Całkiem przypadkowo trafili na dach jakiegoś starego, odrapanego budynku z czerwonej cegły, który porastał winorośl i pachnący lasem, mech. Siedzieli na zimnym betonie, patrząc na ulicę i przejeżdżające nią samochody, ciągle odgarniając zielone liści. Jeden z mieszkańców kamienicy, zapomniawszy, że nie jest na tym świecie sam, raczył ich jakimiś dziwnymi piosenkami z lat 80-tych, które bawiły naiwnymi tekstami i niezbyt skomplikowanymi, a wręcz prymitywnymi melodiami. Od czasu do czasu porywisty wiatr, przyprawiał ich o dreszcze, smagał w zarumienione policzki i targał włosy. Aby się przed tym uchronić, schowali się za niskim murkiem, przybliżając się do siebie maksymalnie. Frankowi natychmiast zrobiło się cieplej, choć pochodziło to raczej od rozgrzanego uczuciem serca, niż bliskości ciała Gii. Uśmiechnął się nieśmiało, stwierdzając, ze mimo pewnych niedogodności, dziwności otoczenia, irytujących dźwięków i chłodu, jest mu bardzo dobrze i przyjemnie. Był szczęśliwy i już praktycznie nie pamiętał o dramatycznej sytuacji sprzed kilkudziesięciu minut, a wyrzuty sumienia znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Złapał Gię za rękę, widząc, że dziewczynę przechodzi kolejny dreszcz i pogłaskał delikatnie jej aksamitną dłoń.
Westchnął cicho i zadarł głowę, aby spojrzeć w rozgwieżdżone niebo. Było, jak nigdy, bezchmurne i czyste, mimo wszelakich zanieczyszczeń i smogu, który zazwyczaj unosi się nad wielkimi miastami. W końcu można było dostrzec niezwykłe piękno granatowego, prawie czarnego sklepienia usłanego małymi, błyszczącymi punkcikami, tworzącymi przeróżne konstelacje i układy. Frank uwielbiał ten widok. Zawsze go uspokajał i klarował uczucia. 
-Gia-  szepnął, czując przyjemne szmery w sercu, tak jakby było łaskotane, przez delikatny strumień wody. Odwróciła głowę i spojrzała na niego wielkimi, czarnymi oczyma, po raz kolejny zapierając mu dech w piersiach. Przygryzła malinowe wargi i poprawiła opadający na czoło, słodko zakręcający się, loczek.
-Tak?- spytała również szeptem, podkulając nogi i obejmując je rękoma. Oparła głowę na kolanach i przechyliła ją z ciekawością w stronę Franka.Uśmiechnął się delikatnie i dotknął kciukiem jej pełnych ust.
-Kim właściwie jesteś?- zapytał zamyślony. Dziewczyna podniosła się gwałtownie, jakby ktoś lekko raził ją prądem. Kilka razy zamrugała, a następnie głośno wciągnęła powietrze. Na dłuższą chwilę zapadła niezręczna cisza.
-Kim tylko zechcesz-powiedziała słabo, próbując wykręcić się od poważnej odpowiedzi. Wyrwała się z objęć Franka i przesunęła kilkanaście centymetrów w bok. Wzięła do ręki zieloną butelkę, w której pozostało jeszcze trochę musującego, drogiego szampana i upiła kilka łyków, niezdarnie oblewając sobie brodę. Przeklinając siarczyście pod nosem, szybko się wytarła, rozmazując przy tym czerwoną szminkę. Nie wyglądała na skorą do opowiadania. Frank spojrzał na nią z wyrzutem.
-Nazywam się Gianna i nie wszystko w moim życiu ułożyło się tak jakbym chciała- powiedziała w końcu, a na jej twarzy pojawiła się mieszanka różnorakich emocji. Od rozżalenia, przez smutek, aż po złość. Przez parę sekund na Franka patrzyła młoda dziewczyna ze zniszczonym życiem, bez żadnej drogi ucieczki ze swej trudnej sytuacji, mająca za sobą wiele złego. Dziewczyna, dla której nie ma już nadziei.
Frank potrząsnął głową, żeby pozbyć się tego obrazu z głowy i przygarnął Gię z powrotem do siebie. Nie opierała się, zmęczona, zamknęła oczy i położyła głowę  na jego ramieniu.
-Popatrz- szepnął powstrzymując natłok pytań, które chciał zadać dziewczynie w związku z jej lakoniczną wypowiedzią. Wiedział, że to jeszcze nie czas.
-W moim życiu też się wiele nie ułożyło- nie otwierając oczu, ścisnęła mocniej jego dłoń.
-Zdawało mi się...Wczoraj opowiadałeś o narzeczonej, zespole, najlepszym przyjacielu...Zdawało mi się, że masz idealne życie- zaśmiał się na samo wspomnienie tego okropnego zdarzenia z pokoju Gerarda i swoich myśli o Jamii. Prawdopodobnie jeszcze kilka dni temu potwierdziłby te słowa, miał idealne życie, u boku cudownej kobiety i wiernych kumpli, ale teraz wszystko się posypało. Czuł się jakby ktoś usunął mu grunt spod nóg. Niczego nie był pewien.
-Zdawało się...To dobre słowo. Moje życie to bardzo kiepski, za długi i mało śmieszny film, które nie mogę wyłączyć, choć bardzo chcę. Nie wiem już co ze sobą zrobić-  Gia uchyliła w końcu powieki i patrząc prosto w orzechowe oczy Franka nachyliła się do przodu. Chłopak przez chwilę myślał, że chce go pocałować i serce załomotało mu w piersi. Ona jednak tego nie zrobiła. Przyłożyła mu delikatnie dłoń do klatki piersiowej i uśmiechnęła się. Przepatrywała mu się jak ciekawskie, pięcioletnie dziecko, które z niecierpliwością na coś czeka. 
-Słuchaj tego co masz tutaj
-Ty tak robisz?- zapytał, czując ciepło rozlewające się po całym jego ciele. Niesamowite było to, jak na na niego działała. Wystarczył krótki, przelotny dotyk, by rozpływał się z radości i nadmiernie emocjonował.
-Pracuję nad tym- uśmiechnęła się szeroko i zabrała rękę. Coś zakuło Franka w sercu. Pragnął więcej kontaktu fizycznego.
 Przelotnie spojrzała na zegarek. Przez parę sekund wpatrywała się w niego, oddychając coraz szybciej. Jej czarne tęczówki powiększyły się znacząco. Przerażona, rozchyliła rozedrgane usta.
-Właściwie, na mnie też już pora- powiedziała słabo. Podniosła się gwałtownie, przyłożyła rękę do czoła i ruszyła ku metalowym, przerdzewiałym schodom. Zbiegła po nich, nie odwracając się ani razu. Frank nie poszedł za nią. Dał jej spokojnie odejść. Wiedział, że wróci.
 ***
Nie spał całą noc. Siedział w ogromnym puchowym fotelu, paląc jednego papierosa za drugim i popijając whisky z pękniętej szklaneczki. Wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo, dzięki któremu wciąż czuł się jak na dachu z Gią i rozmyślał o swoim życiu. Poddał dokładnej analizie pomysły, dopiero kiełkujące gdzieś w głębi jego serca i umysłu, dochodząc do zaskakujących wniosków. Zanim nastał świt i granat nieba zamienił się w szarość, on miał wszystko  zaplanowane. Delikatnie się uśmiechnął, gdy pierwsze promienie słońca oświetliły jego zmęczoną, ale szczęśliwą twarz. Zaczynał się nowy dzień. Dzień zmian. Jeden z ważniejszych w jego życiu.
Parę minut później zadzwonił budzik, budząc jego narzeczoną. Potarła lekko oczy i zaspana podniosła się pozycji siedzącej. Miała potargane włosy, czerwone plamki na policzkach i zapuchnięte oczy. Płakała. Przez niego.
-Kiedy wróciłeś?- miała zachrypnięty i cichy głos. Teraz był pewien, że przez cały wieczór wylewała łzy. Zrobiło mu się głupio i postarał się jakoś załagodzić tę sytuację.
 -Przed północą- wstał z fotela i usiadł na łóżku przy Jamii. Odgarnął niesforne kosmyki z jej twarzy, pogłaskał delikatnie po policzku i czule pocałował.
-Kocham cię- szepnął patrząc prosto w jej orzechowe oczy. Uśmiechnęła się i zarumieniła. Była słodka.
Chwile później potrząsnęła głową, poprawiła włosy i energicznie wstała z łóżka.
-Idę do łazienki się odświeżyć Frank, a ty dokończ pakowanie. Zaraz przecież wyjeżdżamy!
-No, właśnie ja nigdzie nie jadę -szepnął Frank, gdy jego dziewczyna zniknęła za drzwiami.
 ****
-Zaraz. O czym ty bredzisz?! Jakie nagranie?! Jak to zostajesz w NY?- Jamia poczerwieniała, ale tym razem nie od czułych słówek, a od złości. Oparła dłonie na biodrach i zmierzyła go groźnym spojrzeniem. Frank jak zwykle w takich sytuacjach skulił się i spuścił wzrok. Miał nadzieję, że jego genialny pomysł zostanie przyjęty lepiej. Tak bardzo się mylił.
-No. Spotkałem mojego znajomego...Dave'a. Pamiętasz go? Dave Richards. Byliśmy na jego weselu...No i on zaproponował mi nagrania. Całkiem spoko kawałek... To tylko tydzień... góra dwa. No i zaraz potem wracam.
-A nasze wesele? To już za dwa miesiące. Jak ja sobie ze wszystkim poradzę?- "wyśmienicie" pomyślał gorzko Frank, przypominając sobie dotychczasowe przygotowania, na których to wynudził się jak mops, wyrażając od czasu do czasu swoje zdanie na temat koloru serwetek, obrusów, czy kształtu widelców. Jego opinie i tak, koniec końców były absolutnie ignorowane, był przecież facetem, i to całe uczestnictwo w organizacji ślubu stanowiło tylko formalność. Czy Jamia na serio go potrzebowała do ustalenia w jakiej kolejności zostaną napisane imiona na wizytówkach, czy też jaki odcień różu powinien królować na torcie? I tak wszystko załatwi sama.
-Kochanie, doskonale sobie poradzisz. Jestem tam chwilowo zbędny- chciał ją przytulić i jakoś udobruchać, ale ona wściekle go odepchnęła. 
-Ooooo. Co to za kłótnie?- do hotelowego holu wszedł Gerard z mściwym uśmieszkiem na twarzy-
-Czyżby twoja narzeczona dowiedziała się w końcu o twoich zdradach?- przerażenie oplotło serce Franka i mocno je ścisnęło. Gerard jak zwykle pojawił się w jak najmniej odpowiednim momencie i jak zwykle próbował wszystko zburzyć. Frank zapragną, żeby jego dawny przyjaciel przestał istnieć, albo chociaż dał mu na chwilę spokój i pozwolił żyć po swojemu.
-O czym ty- zaczęła Jamia, ale przerwał jej śmiech bruneta.
-Żartowałem misiu. Frank ma tylko jedną kochankę... jest nią gitara, muzyka... To chyba jej poświęci najbliższe dni. Rozmawiałem z Davidem i tez go jakoś wspomogę. Także zostanę tu z Frankiem i go przypilnuję jeśli masz jakieś wątpliwości. Choć mieć ich nie powinnaś- powiedział z nieszczerym uśmiechem Gerard, puszczając Jamii oczko. Franka totalnie sparaliżowało. W życiu nie wpadłby na to, że Gerard pokrzyżuje mu plany w taki sposób. Zapewne podsłuchiwał i zamierzał wykorzystać wymówkę Franka, jako i swoje usprawiedliwienie do zostania w Nowym Jorku i kontrolowania każdego ruchu 'przyjaciela'. Teraz się od niego nie uwolni i nie poczuje ani odrobiny swobody.
-Och- Jamia odetchnęła z ulgą- Nastraszyłeś mnie- uśmiechnęła się szeroko do Way'a i założyła przeciwsłoneczne okulary. Zawsze bardzo lubiła Gerarda i Frank czasem miał wrażenie, że darzyła go większym zaufaniem. W każdym razie, jemu zawsze dawała się przekonać - W takim razie nie mam wyjścia i muszę się zgodzić. Tylko pamiętaj Frank- zsunęła okulary na koniec nosa i spojrzała na  zszokowaną i przestraszoną twarz narzeczonego- bądź grzeczny i trochę popraw swoje dotychczasowe zachowanie. Zanim do końca się rozczaruję.
  ***
Gdy wszyscy w końcu pożegnali się z Frankiem i Gerardem i zapakowali do taksówek, mających zawieźć ich na lotnisko, w sercu Franka zagościły dwa uczucia. Radość, bo w końcu mógł skupić się na Gii i lepiej ją poznać, a także ogromną złość na Gerarda. Za to, że w tak perfidny i okropny sposób próbował uprzykrzyć mu życie i psuć wszystkie jego plany. Nie wiedział już w jaki sposób dać mu do zrozumienia, że dla niego, ta "przyjaźń", ta relacja jest skończona raz na zawsze i że nigdy nie przerodzi się w to o czym marzy wokalista. Nie czuł do niego nic, poza braterską miłością, a i to uczucie było na wykończeniu. Przez ostatnie dni Way coraz bardziej zasługiwał tylko na nienawiść i Frank żywił do niego coraz mniej sympatii.
-No to zostaliśmy sami- szepnął Gerard uśmiechając się tryumfalnie i odwracając w stronę schodów. Myślał, że wygrał, ale Frank nie zamierzał mu na to pozwolić.
-Chyba pamiętasz mój numer pokoju? Zapraszam serdecznie- we Franku wezbrała się niezmierzona wściekłość. Przemierzył hol i złapał za kołnierzyk koszulki Gerarda. Pociągnął go z całej siły i odwrócił w swoją stronę.
-Popierdoliło cię?- syknął w jego stronę, lekko opryskują mu policzki śliną. Zastanawiał się jak mógł się nad nim wczoraj litować i mieć wyrzuty z powodu tej nieudanej ‘randki’. Dobrze mu było. Mógł go zranić jeszcze bardziej, zadać mu jeszcze większy ból, aby zapłacił za swoje skurwysyństwo.
-O co ci chodzi?- zapytał pobladły Gerard, udając przestraszenie, choć w kącikach jego ust wciąż czaił się ironiczny uśmiech.  
-O co mi chodzi? Nie zgrywaj większego debila niż jesteś! Po jaką cholerę zostałeś w Nowym Jorku? Przecież i tak nic między nami nie będzie! Jesteś tylko popieprzonym skurwielem i nigdy, przenigdy nie związałbym się z tobą- Frank był wściekły jak nigdy, ścisnął Gerarda jeszcze mocniej, napinając coraz bardziej mięśnie. Żyła na skroni powiększyła się, szybko pulsując. Po czole gitarzysty spłynęła kropla potu.
-Wiem po co ty zostałeś i nie pozwolę ci na to…- twarz Gerada była trupio blada, a oczy wyraźnie mu ściemniały. Już się nie uśmiechał-  Wczoraj zraniłeś mnie tak jak nikt inny. Jeszcze nigdy, nikt nie zdał mi tak bolesnego… tak dotkliwego ciosu jak ty. Wiesz jak to jest kochać kogoś ponad życie i otrzymywać od niego jedynie kopniaki? Jak to jest gdy nie widzisz świata poza tą jedyną osoba, a ona wbija ci nóż prosto w serce? Czy zastanawiałeś się jak to jest, stracić sens istnienia? Ja straciłem…wczoraj. Kocham cię, Frank, wiesz o tym? Kocham cię ponad życie, a ty mnie oszukałeś. Przyszedłeś tylko dlatego, że bałeś się o swój tyłek. Nie pomyślałeś jak się poczułem gdy zobaczyłem pusty pokój i brak telefonu?  Gdy zrozumiałem, że zabawiłeś się moim kosztem, że w ogóle cię nie obchodzę i nie chcesz mnie? Ja…- Frank powli rozluźnił uścisk i puścił Gerarda. Miał w głowie totalną pustkę. Nie wiedział co ma na to odpowiedzieć.
-Skoro mnie tak kochasz…czemu nie dasz mi odejść?- Gerard jakby go nie słyszał. Spuścił wzrok i otarł oczy wierzchem dłoni. Na bladym policzku zalśniły łzy.
-A Jamia? Ją tez okłamujesz. Po co ją zwodzisz i mówisz, że jest okej, skoro zostajesz tu tylko po to by ją zdradzić? Zostajesz dla tej dziewczyny, prawda? Widziałem jak wczoraj wychodziliście razem z hotelu. Z Davidem nawet się nie kontaktowałeś…sprawdziłem to. Ciekawe co będzie jak się Jamia o tym dowie.  Wchodzisz powoli w niezłe bagno. Jeśli któryś z nas dwóch jest skurwysynem, to tylko ty.
***
HO HO HO (motherfuckers- jakby to powiedział Gee) Oto mój prezent świąteczny na święta ♥
Obiecałam, że będę dodawać częściej odcinki- zawaliłam, obiecałam, że będą lepsze- również zawaliłam. Przepraszam. Długo zajęło mi pisanie tego odcinka, bo szczerze powiedziawszy mój słomiany zapał już minął i już bym pisała coś innego. Ale dokończę.
Dziękuję za te kochane komentarze i cierpliwość ♥ Mam nadzieję, że i jedno i drugie nadal będzie.  
Przepraszam za błędy i literówki (nie sprawdza mi błędów). Przepraszam tez za brak komentarzy z mojej strony. Ale czytam, wasze opowiadania. no i…
 życzę wesołych świąt!

5 komentarzy:

  1. Jenyś to było świetne, taka porządna dawka dobrej lektury i w końcu jakiś nowy rozdział. Nie wiem co pisać, bo chyba powtarzanie po raz setny tego samego nie jest za bardzo twórcze. Powiem więc, że uwielbiam to i w tym rozdziale Gerard zdaje się być bardziej... ludzki. Nie jest takim psycholem i można go nawet polubić. Za to Frank... taki popaprany skurwiel z niego w sumie. I Gia... wszystko takie dziwne, takie fajne, takie kochane. Chcę kolejną część. I to szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej w końcu :) Czekam na rozwinięcie akcji, a na razie stwierdzam, iż Frank jest postacią tragiczną :D Mam nadzieję, że odcinki będą pojawiały się częściej <3 Oczywiście ten rozdział zajebisty, ale chyba nie muszę tego mówić. Naprawdę przyjemnie się to czyta. Pozdrawiam i wszystkiego dobrego na te święta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Yay! ♥ Takie duże serduszko bym ci wstawiła jak na fejsie można wstawić, ale wiedz, ze to wyraża tyle samo :3 Bardzo fajny ten rozdział. Powiem ci, że Gerard jest świnią i chamem i chciał wykorzystać Franka, ale tam na końcu ma zupełną rację D: Iero jest po prostu nie w porządku co do Jamii i nawet co do tego cholernego Gerarda. Rozumiem, że Gia, czy jak ona tam ma, bo jej liczne imiona są niesamowite, mu się podoba, miłość od pierwszego wejrzenia, trolololo, fap, fap, fap i w ogóle, ale powinien przynajmniej Jamii nie oszukiwać X'D A Gia... cóż... jest dla mnie zagadką, którą chcę rozszyfrować. Znaczy się... nie jest skomplikowana, ale jej przeszłość i zapatrywania na przyszłość dalej są nieznane... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. podoba mi się strasznie..... ale wolałabym, żeby Franek był z Gee, lubię Gię, ale ona mi cholernie nie pasuje do Franiuli, ej :< a Gerdzio taki milusi jest i w ogóle i Frank go tak chuujowo zranił.. CHAMSKO D: kolejny rozdział proszę :>

    OdpowiedzUsuń
  5. A co ty w ogóle mówisz! Może i nie przyśpieszyłaś, i musieliśmy na odcinek trochę zaczekać, ale... Jest wspaniały! Naprawdę, nie rozumiem, dlaczego nie chcesz tego zrozumieć - piszesz naprawdę dobrze :D
    Biedny Gee. Franka nie umiem znielubić, ale zachował się jak ostatni cham wobec niego, a teraz również zachowuje się tak wobec Jamii. Powinien ją od razu zostawić i nie ciągnąć tego dalej... Oj, Frank. Gerdu ma rację, wpychasz się w niezłe bagno, Iero.

    Mam nadzieję, że wena dopisze i szybciej pojawi się kolejny part :3

    OdpowiedzUsuń