czwartek, 27 grudnia 2012

ONE-SHOT: " I Brought You My Bullets, You Brought Me Your Love"

 Oparty nonszalancko o kredowobiałe drzwi, z tajemniczym uśmieszkiem na bladych ustach i rozmierzwionymi, kruczymi  włosami, zdawał się być jeszcze bardziej pociągający niż zwykle. Miał pięknie zarysowaną, męską szczękę i wydatny, ale zgrabny nos. Brwi, lekko uniesione do góry, nadawały jego twarzy luzackiego, lekko zblazowanego wyglądu. Jednak pergaminowa, nieskazitelna cera, bez żadnego przebarwienia czy rumieńca, sprawiała, że jego oblicze było upiorne. Nie bez powodu niektórzy widzieli w nim wampira. Sam także się tak tytułował.
 Wampiry, cmentarze i czarna, nieprzenikniona noc, której mroki rozświetlał jedynie księżyc w pełni, to było to co go pociągało i naprawdę interesowało. Miał wiele talentów, ale żadnego nie wykorzystywał w pełni, wszystko ignorował i tak naprawdę poświęcał się jedynie makabrycznym istotom i ich historiom. Pisał o nich wiersze. Jego poezja była niezwykła i piękna, ale opowiadająca o koszmarach. Czytelników napawała lękiem, przynosiła senne mary i gęsią skórkę, nasilającą się z każdym następnym utworem, z każdą następną, pożółkłą kartką, na których zwykł pisać. Jego szczegółowe, krwawe opisy, bitew i wampirzych ataków sprawiały, że podejrzewano go o jakieś nieczyste działania, zatargi z diabłem czy kierowanie szatańskimi mocami. Czasem wierzono, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, czasem wierzono, że on nie pochodzi z tego świata.
 Jednak mimo to, każdy chciał na niego patrzeć i spijać z jego pięknych warg każde, nawet nic nieznaczące słowo. On był po prostu wyjątkowy. Przerażający, ale jednocześnie przyciągający jak magnes. Nie można się było z tego wpływu uwolnić.
-A więc grasz na gitarze?- zapytał wydobywając z siebie najpiękniejszy, najbardziej męski głos jaki dotychczas słyszał świat. Ten głos także wykorzystywał. Śpiewał. Piosenki, tematyką  podobne były do wierszy, jednak wyrażały przy tym więcej emocji i uczuć. Od pierwszego do ostatniego dźwięku, słuchacza przechodziły ciarki. Wyśpiewywane krystalicznym głosem, utwory sprawiały, że słuchacze jakby wpadali w trans, a raz je posłyszawszy, już zawsze ich pragnęli. On uzależniał.
 Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i poprawił opadającą na czoło grzywkę. Uśmiechnął się przelotnie ukazując, na dosłownie ułamek sekundy, nieskazitelnie białe i proste zęby.
-T..taak- wychrypiał siedzący przed nim brunet, który stresował się jak na szkolnym egzaminie. Wpatrywał się w Niego, jak w obrazek, rozchylając przy tym miękkie wargi i otwierając szeroko urocze, orzechowe oczy.
-Pokaż więc co potrafisz- niski chłopak, wstał z mahoniowego stołka, poprawił koszulkę z zespołem Iron Maiden i wziął do ręki gitarę.
 Grał niesamowicie. Jego zwinne palce szybko przemykały po smukłym gryfie gitary, wydając z niej piękne dźwięki, tworzące naprawdę dobrą solówkę. Nie zaczerpnął nic z klasyki, nie zapożyczył nic od współczesny skandalistów, tylko grał coś swojego. Coś przepełnionego jego pomysłami, inwencja i uczuciami. Chwilami  melodia była radosna, po to by za chwilę przerodzić się w "krzyk" rozpaczy. Sentymentalne, delikatne, a zarazem ostre i gwałtowne.
To było coś! To było coś, czego On szukał. Tak. Pragnął właśnie jego. Tego drobnego, bruneta z silnymi, wytatuowanymi ramionami i srebrnym kółeczkiem wbitym w dolna wargę. Zbuntowany, autentyczny i dobry w swoim fachu. Idealny dla Niego.
                                                                   ***
Frank, bo tak miał na imię owy gitarzysta, po krótkim wywiadzie został zaangażowany w Jego projekt. W wydanie pierwszej płyty, na której nagrane zostaną  najlepsze piosenki i wiersze, okraszone spokojną muzyka akustycznej gitary, wzbogaconej od czasu do czasu cięższymi brzmieniami basu i gitary elektrycznej.
Frank nie potrafił ukryć zachwytu, gdy On wyraził aprobatę po solówce i pochwalił go, jednocześnie rezygnując z dalszych przesłuchań, będąc pewnym, ze oto znalazł to czego potrzebował.
Chłopak patrzył na Jego idealne oblicze i czuł, że dobrze zrobił opuszczając ukochany zespół, aby dołączyć do Jego mrocznej świty, mającej wkrótce oczarować świat debiutanckim krążkiem. Był Nim po prostu zafascynowany. Uwielbiał w Nim wszystko. Uwielbiał sposób w jaki się ubierał, te Jego groteskowe fraki, purpurowe marynarki, czarne koszule i srebrne sygnety ze smokami i nietoperzami, budzącymi, jak wszystko co go otaczało, grozę. Uwielbiał Jego idealnie wypastowane, ciężkie glany, zawiązane z niezwykłą starannością i czarny cień na powiekach, nadający jego policzkom jeszcze więcej bladości.
Bał się powiedzieć tego na głos, ale On wyglądał jak trup, jak wampir, który dopiero co wylazł ze swojej trumny po kilku stuleciach drzemki.
Piękny trup. Piękny wampir.
-Wody, Frank?- zapytał nalewając to wysokiego, kryształowego kieliszka, odrobinę lodowatej wody.
 Jego mieszkanie, w którym właśnie się znajdowali, także było urządzone dość osobliwie. Przestronne pokoje, z dużą ilością okien i nowoczesnych, geometrycznych mebli sprawiały wrażenie nowoczesnych, jednak drobne szczegóły, takie jak czarne koronkowe zasłony, fioletowe, długie świece czy staromodne kielichy, pokazywały, że to mieszkanie zajmuje ktoś niezwykły. Frank, zaraz po przekroczeniu jego progu poczuł się nieswojo i jednocześnie bardzo słodko. Bał się, ale nie chciał stamtąd wychodzić.
-Poproszę...yy- Frank właśnie uświadomił sobie, że nawet nie zna Jego imienia. Odkąd kilka miesięcy temu Go odkrył, nawet nie pomyślał o tym jak naprawdę się nazywa. Nikt nigdy o to nie pytał. Nikt nie próbował się dowiadywać. Był po prostu Wampirem. Nim.  
 -Gerard- zaśmiał się cicho, a jego ciemnozielone oczy zabłyszczały.
Miał niesamowite imię, idealnie pasujące do jego tajemniczej aury, mrocznej przeszłości i tożsamości, której nikt nie odkrył. Wszyscy o nim mówili, wszyscy plotkowali i podsycali pogłoski o jego nadnaturalności, ale nikt go tak naprawdę nie znał. Frank pragnął to zrobić. Pragnął zgłębić jego tajemnicę.
-Gerard...Podobno osoby noszące to imię są bardzo przywódczy i silni- powiedział Frank zanim zdążył ugryźć się w język. On po raz kolejny się zaśmiał i przysiadł do gitarzysty. Założył nogę na nogę z niezwykłą dla mężczyzny, gracją i oparł dłonie na kolanie. Dłonie. To jego kolejny atut. Duże, męskie, zadbane i silne... gotowe do obrony i do ataku.
Pociągające, jak cały On. Frank wyobraził je sobie na sobie, na swojej wytatuowanej klatce piersiowej, sunące w dół po nagiej skórze i powoli pieszczące każdy milimetr jego spragnionego ciała...
-Być może masz rację. Nie mnie to oceniać- popatrzył na Franka uważnie, porażając go swoją idealnością i głębia spojrzenia. Chłopak całkowicie się w nim zatopił.
 Był Jego niewolnikiem. Nic nie było w stanie wyrwać go z Jego wpływów. Poddał się Mu całkowicie.
                                                             ***
 Przez następne tygodnie ciężko pracowali nad płytą i utworzeniem jak najlepszej kompilacji piosenek i wierszy, mających na celu, dosłownie, porazić słuchaczy. Gerard zamierzał trafić do jak największego grona odbiorców,  zachowując jednak niezależność i oryginalność. Nie zgadzał się na dziwne pomysły, zapewniające popularność innym gwiazdom i choć obowiązywała go długa lista umówi i warunków, na które musiał przystać, On potrafił jednym spojrzeniem i słowem przekonać producentów do swych racji. Był niesamowity i wszystko uchodziło mu na sucho, nawet kilkugodzinne spóźnienia czy nagłe przerywanie nagrania, z powodów, jak to On określił  "niezależnych od niego, ale niezmiernie ważnych". Wymykał się wtedy, na parę godzin, czasem nawet dni i po powrocie zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Nie mówił gdzie był i co robił, po prostu podchodził do mikrofonu, przymykał powieki i śpiewał, oczarowując wszystkich obecnych w studiu. Teksty przerażały, mroziły krew w żyłach i dawały do myślenia każdemu, kto ich wysłuchał. Wampiry, śmierć, krew i nieszczęśliwa miłość. Groza, ale pociągająca, potrafiąca podniecić, każdy, nawet najbardziej rozważny umysł.

       "And if they get me, and the sun goes down
            And if they get me, take this spike 
         and you put the spike in my heart!"

  Jak zwykle nie wyjawił niczego na ten temat, każde pytanie kwitował swoim słynnym uśmieszkiem, pobłażliwym i trochę kpiącym. Nie zdradził, dlaczego chce wydać tę płytę, dlaczego ma być aż tak popularna i dlaczego teksty przepełnione są krwią, morderstwem i smutkiem. O kim śpiewał? Dla kogo? Czy to na pewno były tylko teksty piosenek? A może to była opowieść? O nim samym, jego sekretnym życiu, naznaczonym bólem i cierpieniem, o jego uczuciach i emocjach, nieznanej dotąd nikomu, przeszłości i wreszcie, o miejscu skąd pochodził.
Tego nie dowie się chyba nikt.

"I dragged her down, I put her out
    And back there, I left her where no one could see
      And lifeless cold into this"

  

 Jedyną osobą, którą Gerard dopuszczał do siebie, był Frank, który będąc gitarzystą, miał niewiele do roboty. W większości utworów,  melodie były raczej melancholijne i spokojne, zagrane z użyciem pianina i gitary akustycznej. Był więc zbędny.
 Czasami w piosenkach brakowało melodii, wtedy to On, śpiewał a cappella...Nie...Nawet nie śpiewał. Mówił. Głębokim, przesączonym rozpaczą głosem, opowiadał. Opowiadał wszystkim historię, która ich fascynowała, mimo że niewiele z niej rozumieli. 
 



     "Before I pull this trigger
           Your eyes vacant and stained...
              And in saying you loved me
Made things harder at best
       And these words changing nothing
          As your body remains"



 Wspomniany wcześniej Frank, stał się jego najbliższym kompanem, choć o przyjaźni mowy być nie może, gdyż On nie zawierał przyjaźni. Nie potrafił się o nikogo troszczyć. Odkąd tylko się pojawił, właściwie znikąd, nie myślał o innych, kierował się wyłącznie swoim dobrem. Był skończonym egoistą i hedonistą i wcale tego nie ukrywał.
 A Frank był raczej jego sługą i niewolnikiem. Jego cieniem. Chodził za Nim wszędzie i patrząc na Niego z niemalże nabożną czcią, gotów był uczynić wszystko co On rozkaże. Przynieść szklankę wody? Odwieźć Go gdzieś?
... Zabić się dla niego?
Zrobiłby to wszystko, oby tylko zdobyć jego pochwałę i zobaczyć uznanie w tych niesamowicie zielonych oczach.
 Wszyscy wiedzieli, że Go kocha i to nie braterską miłością, ale taką, która normalnie łączy małżeństwa... a raczej pary kochanków. Był całkowicie omotany. Pożądał Go i każdy, nawet najmniejszy okrawek Jego uwagi, sprawiał mu niesamowitą przyjemność. Będąc w Jego pobliżu cały świat schodził na drugi plan. Był tylko On. On. Gerard. Wampir.
                                                     ***

"From silent dreams we never wake up"

Gdy płyta w końcu została wydana, cały świat oszalał. Na Jego punkcie oczywiście. Osiągnął swój cel i trafił do milinów odbiorców na całej kuli ziemskiej. Był złym, ale przystojnym mężczyzną, który skradł serce każdemu, kto na Niego spojrzał i kto usłyszał Jego piosenki.
 Rozpoczął się dość niezwykły okres w Jego życiu, gdy nie mógł już wyjść spokojnie na ulicę, ponieważ zaraz rzucał się na Niego tłum fanów. Dziewczyny w koszulkach z jego podobizną błagały o jeden podpis czy dotyk. Chłopaki z czarnym cieniem na powiekach i sygnetami na dłoniach pytali jak być takim jak on, pragnęli choć odrobiny tych cech jakich On posiadał w nadmiarze. Wariowano na jego punkcie.
 A On wszystkich zbywał. Nie miał do tego cierpliwości, nie dał żadnego autografu i nigdy nie zezwolił na zdjęcie. Ale wiernych odbiorcom jego twórczości to nie przeszkadzało. Był chamski? Niemiły? Opryskliwy? Znowu nie pojawił się na koncercie? To nieważne.
Ważne że był.
Ważne, że była jego muzyka.
 Muzyka wdzierająca się w duszę, poruszająca nawet najtwardsze serca. Mroziła krew w żyłach i jednocześnie sprawiała, że pulsowała coraz szybciej. Muzyka, przerażająca, po której miało się senne koszmary i czarne myśli. Muzyka przez którą nie chciało się już żyć, ale jednocześnie ciągnęło się marne żywota, aby usłyszeć jej więcej. Uzależniała. Każdy chciał umrzeć, ale nikt nie chciał być martwy, gdyż więcej by jej nie posłyszał. Nie usłyszałby już Jego głosu.

                  "I think I'd love to die"
-Nie sądzisz, że to szaleństwo?- spytał Franka, który jak zwykle krzątał się gdzieś w pobliżu. Spuścił czarną roletę, która głośno uderzyła w ramę okna i podszedł do kanapy obitej, ciemną skórą. Przez ostatnie pół godziny wpatrywał się w to jak grupa silnych ochroniarzy, z groźną bronią odpycha ludzi, spragnionych Jego widoku, choćby przez ułamek sekundy.
Nie chciał tego, więc rozkazał, aby rozpędzono tłum, traktując ludzi jak najbardziej brutalnie, aby więcej już nie przyszli. On nie znał litości.
-Czyste szaleństwo- przytaknął Frank wchodząc do salonu z parującą, czarną kawą w dwóch dużych kubkach. Postawił ją na niskim stoliczku i usiadł na fotelu, patrząc się w swojego mistrza- Tak będzie jeszcze przez długi czas. Zdobyłeś ich.
 -Tego właśnie pragnąłem- odpowiedział w zamyśleniu, delikatnie przesuwając dłonią po gładkiej skórze.
-Ale po co? Po co, skoro teraz brutalnie usuwasz ich spod swojego domu? Po co skoro tak naprawdę ich nie potrzebujesz?
-Chciałem ich mieć. Po prostu. Lubię mieć kontrolę nad innymi.
-Wydaje ci się, że ją masz?- zapytał Frank, choć doskonale znał odpowiedź. Gerard tylko się roześmiał i podszedł do swojego towarzysza.
-Nie wydaje mi się. Ja mam kontrolę. Kontrolę nad wszystkimi- zamilkł. Prze parę sekund zaciskał coraz mocniej blade usta i bacznie obserwował Franka - Pocałuj mnie, Frank- szepnął w końcu, miękkim, cichym głosem, do którego wkradła się nutka błagania. Pochylił się nad szatynem, tak, że ich twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów i zamknął oczy. Oczekiwał, że jego wierny kompan, spełni prośbę.
Nie mylił się.
Oniemiały chłopak,  którego serce wybijało niezdrowy rytm przybliżył się powoli do Niego i musnął czule Jego usta. Poczuł jak przepełnia go przerażenie, a jednocześnie niebiańska przyjemność. Całe jego ciało zdrętwiało, szumiało mu uszach, a dłonie zaczęły niepokojąco drżeć. Spełniało się właśnie jego najskrytsze marzenie.
 Ostrożnie rozchyli Jego wargi i podrażnił mu lekko język. Nie musiał długo czekać na reakcję. Zazwyczaj opanowany Gerard, nie okazujący uczuć innym i zachowujący sporo dystansu do otaczających go ludzi, teraz dał się ponieść emocjom. Wplótł swoje szczupłe place w przydługie włosy Franka i przyciągnął go z całej siły do siebie.
Frank westchnął cicho i zaczął coraz namiętniej całować Gerarda, przenosząc się po kilku minutach na policzki, powieki i długą, bladą szyję. On odchylił tylko głowę, pragnąc więcej tych czułych i podniecających pieszczot. Pragnęli siebie obaj..
  Po jakimś czasie Jego koszula wylądowała na podłodze, a Frank miał okazję po raz pierwszy zobaczyć Jego umięśniony, idealny tors. Wydał z siebie kolejne westchnienie z zachwytu, po czym nachylił się i zaczął muskać, naprężoną klatkę piersiową. Gładził jego satynową skórę, całował każdy jej skrawek, wzbudzając w Nim coraz większe pożądanie i przyjemność. Z zamkniętymi oczami, cicho jęczał i prosił o więcej.
Frank nie podejrzewał się nigdy, o homoseksualną orientację, ale kochanie Gerarda i pożądanie jego bliskości, zdawało się być dla niego jak najbardziej normalne. Naturalne.
Siedział na Nim okrakiem, masując dłońmi, najbardziej erogenne punkty Jego ciała i wiedział, że jest tu gdzie być powinien, że robi to co do niego należy. Kocha tego nieprzystępnego mężczyznę, z wieloma zatrważającymi sekretami i niezwykle bogatym wnętrzem. Kocha go i chce mu dać jak najwięcej rozkoszy.
Jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy.

Gdy pozbyli się ubrań, na chwilę zaprzestali, pieszczot i stanęli naprzeciwko siebie. Frank obserwował go błyszczącymi oczyma, podziwiając jego idealną sylwetkę. Nagi był jeszcze piękniejszy i seksowniejszy niż, w obcisłych czarnych ubraniach. Ideał, stworzony do tego by Go kochać i sprawiać mu przyjemność. Frank chciał to robić codziennie, chciał go mieć przy sobie niemal nieustannie, w każdej sekundzie życia.  Aż do śmierci.
-Chcę cię, Frank. Chcę cię teraz. Tutaj. Całego, tylko dla siebie.
                                                                           ***
 Kochali się przez całą noc, w pokoju oświetlonym jedynie srebrzystym blaskiem księżyca. Z wysokich, wielkich głośników płynęła Jego muzyka, wyznaczająca im rytm, w którym się poruszali. Zaspokajali się przy dźwiękach Jego piosenek, a jęki rokoszy mieszały się ze słowami nagranymi na płycie. Czarna pościel, w której splatały się ich ciała, była cała wymięta, a ściany pochłonęły wiele zadziwiających dźwięków. Obaj byli spełnieni i kiedy zasypiali w swych objęciach, na ich twarzach zagościły uśmiechy. Uśmiech Franka, był szczerym uśmiechem osoby szczęśliwej, natomiast Jego jak zwykle był pobłażliwy i kpiący.  Tajemniczość nie opuściła go nawet w tamtej sytuacji.
  I kiedy kilka tygodni później stali razem na tarasie, obserwując nocne, rozgwieżdżone niebo, kpiący uśmieszek wciąż gościł na Jego twarzy. Nic się nie zmienił, nie otworzył przed Frankiem swojego serca i nie powierzył mu żadnego sekretu. Wciąż odcinał się grubą kreską od innych. Nawet od niego.
-Frank?- szepnął, zaciskając mocno dłonie na szarej barierce i patrząc w dół. Jego towarzysz odwrócił się i spojrzał na Niego z czułością.
-Tak?
-Pocałuj mnie. Tak jak w tamten dzień. Tak jak pierwszy raz. Chce poczuć to...ostatni raz- dodał złowieszczo przyciszonym głosem, a jego zielone oczy zabłyszczały groźnie. Stały się ciemniejsze niż zwykle i jeszcze bardziej nieprzeniknione.
Posłuszny, zakochany Frank, splótł dłonie na jego karku i pocałował Go tak jak sobie życzył.
Był młody. I naiwny. Jeszcze nie wiedział kim, a właściwie czym, On jest.
Nie widział żadnego zagrożenia w jego osobie.
Nie widział nic.
Nawet długiego, cienkiego ostrza, błyskającego w świetle księżyca, które powoli zbliżało się do jego szyi.
"and in this pool of blood I'll meet your eyes"

********
Trololololololo |D O Rajciu. Napisałam niewiadomoco. Od razu przepraszam, za jakieś niespójności, za krótkość tekstu czy niezbyt wyczerpujące opisy (ta. wiem co chciałybyście mieć dokładniej opisane ♥), błędy i bla bla bla bla. Nie czytałam, nie sprawdzałam, po prostu pisałam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu posłuchałam MCR i efektem tego jest ten oto one shot. Niby frerard ale dziki. Pokręciłam wszystko i zagmatwałam, ale mam nadzieję, że komuś się to spodoba <3
No i komentujcie. 4 komentarze to nie jest to na co liczyłam :c

11 komentarzy:

  1. Jeju no... jeju! To było fajne. Rzadko używam tego określenia do czyiś opowiadań, ale to oddaje idealnie moje emocje. No i ładnie opisałaś zarówno Gerarda jak i Franka. Wszystko takie mrau, trochę psychiczne, śliczne po prostu śliczne! Lubię tego shota, oj lubię. Życzę weny (i czekam na rozdział, mam nadzieję, że szybciej się pojawi niż ostatnio :<)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo <3
      Rozdział pojawi się, mam nadzieję, szybko ;3

      Usuń
  2. aadjhskjfdhsfgdsh to było tak piękne, mroczne, tajemnicze i podniecające że chyba umrę <3. Przepraszam, jestem totalnym fangirlem xD. Uwielbiam takie klimaty, świetnie oddałaś wnętrze Gerarda z ery "Bullets". Myślę, że sam on nie powstydziłby się, gdyby coś takiego przeczytał, naprawdę. Bardzo żałuję jednak Franka. Biedny, niewinny, zakochany chłopak...No ale cóż, wampiry (czy cokolwiek, czym Gerard był) nie znają litości, przecież to nie jest Twilight :). Tak czy siak, świetny shot, bardzo oryginalny. I moje ukochane "Drowning lessons"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany. Dziękuje, dziękuję, dziękuję baaaaardzo. Bardzo mi miło czytać tak pochlebne słowa :D Ciesze się, że tak się podobało ♥

      Usuń
  3. To było cudowne. Bądź co bądź, ale uwielbiam niewyjaśnione zakończenia! *3* Ogólnie ten shot był... Mroczny i jednocześnie cudowny. Podniecający! XD I nie, nie brakowało mi TEGO opisu, bo wystarczająco wprowadziłaś nas w magiczny klimat, że aż ciarki po plechach przechodzą.
    Moja rada - częściej słuchaj MCR jak mają cię tak pięknie napełniać weną i... Pisz takich rzeczy więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. rany, rany, rany *w* Bosko przedstawiłaś Gerarda, któremu do stóp padają wszyscy, bez względu na płeć i Franka, totalnie oczarowanego i zaślepionego, aczkolwiek chyba szczęśliwego. Zakończenie niemniej ekscytujące co reszta. Serio. Tak mnie ten shot wciągnął, że normalnie nie dasz wiary. I nawet nie odczuwam, że TO było potrzebne :] Z chęcią jeszcze powrócę to tego posta ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Asdfgghkll, ale ten szot był cudowny! *____________________________* Taki tajemniczy, mroczny, niespotykany! ;___; Jestem naprawdę pod wrażeniem i aż nie wiem, co powiedzieć więcej :o Ale bardzobardzobardzobardzobardzo mi się podobało! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Więc pozwól, że zacznę od napisania tego, co czuję: eghiurhgbjknefvrghghbjbgfoiqhvbnjkbhn.
    Ta, dziękuję za uwagę, teraz już normalnie:
    Ten shot był cudowny!!!! Tak pięknie wszystko opisałaś no i oczywiście mój ulubiony Gerard o wampirzym wyglądzie. Nawet jakbym chciała poszukać jakiejś małej niedoskonałości w tym, co napisałam to po prostu się nie da! Tam każda rzecz jest idealna, taka jaka być powinna, że... o mamo...Chyba idę przeczytać go jeszcze raz <3

    -> and-we-could-run-away.blogspot <-

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha opis pokoju Gerarda przypomina mi pokój mojego znajomego... |D Fajne fajne. podoba się, a jakże. Aż sobie posłucham też po raz pierwszy od dłuższego czasu. Wszystko, co jest twoje, jest śliczne <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Fantastyczne. Wszystko bardzo dobrze opisane. Niesamowity klimat i te cudownie wykreowane postacie... po prostu brak mi słów. Jestem po prostu zafascynowana. Weny i czekam na kolejne tak cudowne dzieła.

    xoxo Rose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo ;)
      Wena już jest i już niedługo kolejny rozdział ;D

      Usuń